niedziela, 15 marca 2015

15. Tylko ten jeden raz Lorens.

***- Wielka Sala-***

Jeśli ktoś zapragnął by teraz odwiedzić Hogwart zapewne nie miał by szans na spotkanie kogokolwiek na korytarzu. Godziny poranne zarezerwowane są dla skrzatów kuchennych, które jak tylko mogą dogadzają i uczniom i nauczycielom serwując najróżniejsze przysmaki z różnych zakątków świata. Najbardziej pospolity bekon z jajkiem znany powszechnie w Anglii czy gorące japońskie Onigiri, które w Szkocji było uważane za rarytas to tylko niewielka część tego co możne było znaleźć na stole. Należy pamiętać, że śniadania nie były tak obficie przygotowywane jak obiady mimo to skrzaty non stop miały ręce pełne roboty. Dzisiejszą nowością na stole była lekka zupa pomidorowa przygotowana wedle starego i niezbyt znanego hiszpańskiego przepisu Fene Poli- młodej jednousznej hiszpanki żyjącej w XII w. Zupa sama w sobie nie była niczym wielkim jednak sposób jej podania wiązał się z wieloletnią tradycją, która narodziła się po 136 latach od śmierci Fene. Krojenie pomidorów czy tranżerowanie mięsa było dość mozolne jednak niezwykle spektakularne. Dorcas, która niezbyt zaciekawiona była parzeniem już gotowej zupy , zajęła się się kończenia swoich kanapeczek z rzodkiewką. Nie pojęte było dla niej dlaczego ktoś na śniadanie zrobił pomidorową. Kto robi zupę na śniadanie? Potrafiła zrozumieć jeszcze mleczną ale żeby pomidorówka? W sumie to kochała te swoje małe problemy i zmartwienia. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby miała mieć na swojej głowie sprawy na przykład prefekta tak jak Lily, już dawno by wykitowała. Nie lubiła sytuacji kiedy musiał podejmować ważne decyzje a ta, w której aktualnie znajduje się Rudą zdecydowanie do tego należy.  Czyli anulacja szlabanu Huncwotów.

                                                              # 10 minut wcześniej#

- Drodzy uczniowie!  - przemówił dyrektor - Jak pewnie wiecie niektórzy z was zostali poproszeni o udział w wyjeździe integracyjnym. Termin wyjazdu się zbliża a mi brakuje dwóch osób za Pana Remusa Lupina i Davida Smooth. Wiem, że w śród was są uczniowie, którzy pragną zobaczyć jak działa system edukacyjny mugoli biorąc pod uwagę fakt, że są czarodziejami czystej krwi. Jednak mam pewne warunki dotyczące ewentualnego wyjazdu. Uczeń powinien mieć oceny nie niższe niż Powyżej Oczekiwań i przynajmniej przez hmm.. tydzień,  czyste konto. Żadnych szlabanów, utraty punktów czy skarg. Chętni proszeni są by zgłaszać swoją kandydaturę opiekunom. Dziękuję wam za uwagę.  Zajadajcie!
- To mogłaby być nasza szansa! - prawie krzyknął podekscytowany Syriusz.
- Ogluchłeś?  Trzeba mieć czyste konto. A my mamy szlaban u Evans - James zmierzył wzrokiem rudowłosą, która z uśmiecham na twarzy zajadała się kanapkami z twarożekiem i szczypiorkiem.
- Lily.. a może byś tak usunęła nam ten szlaban co? - niepewnie zagadać Peter.
- Żartujesz sobie - widać było że szlaban był jej bardzo na rękę. - Potter i Black mają naprawdę dobre oceny,  jeśli bym im anulowała szlaban jeszcze by się dostali i nici ze spokoju w Londynie.
- Och Ruda no weź!  Co ci szkodzi jeden szlaban! Wiesz, że zawsze chciałem zobaczyć jak to jest..-  Lily przez chwile zamyslila się. Wiedziała,  że Black zawsze żył w śród czarodzieji czytaj krwi , którzy nienawidzą mugoli a on zawsze się nimi pasjonował.  Jednak kara to kara i nie mogła ulec. Pomyśleli by że jest słaba. Dasz palec wezmą całą rękę. Evans gorliwie potrząsnęła przecząco głową i wstała. Rozejrzała się dookoła. Dorcas kończyła swoje kanapki a Ann, która była  juz dawno po śniadaniu oglądała rytuał przygotowywania zupy.
- Idziecie?
- A co my pierwsze?
- Zaklęcia
- To ja nie idę. - brunetka tylko machnąła ręką i z powrotem zajęła się swoimi kanapkami.
- Ee Dor? A to czemu? Przecież ty zawsze chodzisz na wszystkie lekcje. - zaciekawił się Potter
- Och, Ruda powiedz że się źle czuję..
- Ale co się stało,  że nie chcesz iść?
- Po prostu nie mam ochoty.
Lily spojrzała na Dor z zaciekawieniem, po czym zwróciła się do Ann ;
- A ty?
- Ja jeszcze znajdę do Remusa.
- Ale..
- Spokojnie zdążę - wyszczerzyła zęby.
- Może ja z tobą pójdę?
Lily nie zwracając uwagi na ofertę Pottera zwinnie wyślizgnęła się z pomiędzy ławek i opuściła Wielką Salę.
- Ja jej nie rozumiem.. - Westchnął wpatrując się jeszcze przez chwilę w drzwi za którymi zniknęła jego ukochana.
- A ja doskonale - Dorcas niczym nie przejęta nałożyła sobie duży kopczyk knedli śliwkowych.
- To możesz mi wytłumaczyć czemu mnie ignoruje?
- A pamiętasz że wczoraj bezpodstawnie ją oskarżyłeś? Jednym słowem jest tak jak zawsze.. ma cię kompletnie gdzieś..
- Masz rację. Nawet jej nie przeprosiłem.  - Potter zerwał się na równe nogi.  - Musze to szybko naprawić.
James tak szybko wybiegł, że Syriusz nawet nie zdążył pomyśleć nad jego słowami.  Jednak chwile potem sam wstał od stołu i zabierając ze sobą Petera rzucił Dor na pożegnanie : Miłego leniuchowania.

***- Piąte Piętro-***

- Proszę..
- Nie Potter!
- No wybacz mi!
- Nie!
- Ale..
- Nie!
- Liluś...
- Myślisz że nie wiem po co to robisz? Że jak mnie ładnie poprosisz to z mięknie mi serce i puszczę was na ten wyjazd? Co to to nie!
- To nie tak! Ja po prostu chciałem cię przeprosić! Ale widzę, że chyba niepotrzebnie.
- Słucham?
- Jesteś okropna! Popełniłem błąd, ale przyznałem się do niego i chce wszystko naprawić. A ty jak zwykle wszystko robisz pod górkę!
- I co myślisz, że sobie przyjdziesz, zrobisz ładne oczka i ci wybaczę?
- Nie rozumiem cię - James zatrzymał i spojrzał na Lily, która uczyniła to samo. - Najpierw mówisz, że masz mnie gdzieś i masz na wszystko wywalone a zaraz robisz mi wyrzuty. Skoro jestem ci taki obojętny to nie powinnaś się na mnie denerwować. Przecież tobie to i tak wszystko jedno.
Evans zatkało. Miał racje. Czemu tak bardzo jej to wszystko przeszkadzało? Przecież tak naprawdę nic jej nie zrobił. Po prostu się pomylił w ocenie sytuacji co ją wcześniej nie obchodziło. Dlaczego mu nie wybaczyć? Po co ma w ogóle wybaczać kiedy nie powinna się o to gniewać? Spojrzała prosto w oczy młodemu Gryfonowi.
- Chyba, że żywisz do mnie uczucie, które kazało ci pomyśleć "Jak on mógł mi nie ufać?" - wyszeptał zbliżając się do niej. Lily jak zahipnotyzowana wpatrywała się w orzechowe tęczówki Pottera. Wiedziała, że będzie sobie za to pluć w twarz. Nie powinna była dopuścić do takiej sytuacji. Jednak coś kazało jej tak trwać.W jednej chwili zrozumiała dlaczego te wszystkie dziewuchy mu ulegały. Delikatnie przymrużyła oczy widząc jak James chce pogładzić ją po policzku. Jego ciepła i drżąca dłoń wyrwała ją z transu. W ułamku sekundy odsunęła się. Poczuła przerażenie. W myślach powtarzała sobie, że to nie mogło się stać na prawdę. Spojrzała na Pottera. Miał w oczach ten sam strach.
- Nigdy więcej.. - wyszeptała. James chciał coś powiedzieć lecz nie zdążył. Ruda w wielkim pośpiechu opuściła korytarz wchodząc do najbliższej klasy.

                                                             * Pokój Wspólny Gryfonów *

Peter w końcu czuł, że żyje. Mimo iż tydzień jeszcze dobrze się nie zaczął on miał już dość. Ciągle tylko nauka i nauka. W całym tym pośpiechu zapomniał wszystko czego się nauczył. W sumie nie było by to nowością gdyby nie fakt, że podczas zajęć bardzo uważał i był aktywny. Ba! Nawet zarobił dziś 40 punktów dla domu. Na wspomnienie tej myśli uśmiechnął się. Koniecznie musiał powiadomić o tym babcię. Wiedział, że będzie dumna!
- Peter?
- Eee tak? - z zamyślenia wyrwał go głos jednej z Gryfonek z czwartego roku.
- Dobrze się czujesz? Cały czas śmiejesz się..
Peter dopiero teraz zauważył, że połowa osób w pokoju przygląda mu się uważnie. Zaczerwienił się.
- Taa.. Po prostu coś mi się przypomniało - rzucił mimochodem próbując ratować sytuację. Kiedy czarodzieje otrzymali odpowiedz wrócili do swoich zajęć. Pettigrew poczuł ulgę.
- Prawie ci się udało -Czwartoklasistka nie dawała za wygraną. - Musisz jeszcze poćwiczyć.
- Słucham? - zdezorientowany chłopak zdążył zobaczyć tylko ja młodsza koleżanka puszcza mu oczko i odchodzi do swoich koleżanek. Niezgrabnie wstał z fotela i ruszył w stronę dormitorium. " Ten dzień chyba nie może być już lepszy" pomyślał czując jak pieką go policzki.

                                                                  * Biblioteka *
- Powiesz w końcu czemu jesteś taka nie obecna?- Ann razem z Sandrine już od ponad dwóch godzin nie mogły się skontaktować z Evans, która ślepo wpatrywała się przed siebie zanurzona w myślach.
- Lily! - Młoda Ślizgonka potrząsnęła rudowłosą. - Może potrzebujesz iść do skrzydła?
 Wszystkie próby dziewcząt były bezskuteczne. Lilyanne wciąż wracała wspomnieniami do dzisiejszej rozmowy z Potterem. Nie mogła się skupić na żadnej z lekcji. Wciąż rozmyślała jak wyjść z twarzą z tej dziwnej sytuacji. Przez chwilę nawet zapomniała za co tak bardzo nie lubi Jamesa ale później wszystko wróciło. Jedno było pewne. Musiała coś zrobić.
- LILY!
Evans aż podskoczyła na krześle. Zauważyła, że teraz nie przyglądają jej się dwie pary oczu a trzy.
- O Dor. Miło, że wpadłaś. - posłała przyjaciółce blady uśmiech.
- Ta wpadłam.. 10 minut temu!
- Wybacz zamyśliłam sie..
- Cały dzień chodzisz zamyślona!
Lily spuściła głowę.
- Po prostu źle się czuję.
Przyjaciółki Gryfonki jakoś nie chciały w to wierzyć, jednak milczały. Dorcas święcie uważała, że ktoś z rodziny rudowłosej zachorował i dlatego tak się zachowuje.Natomiast Sandrine miała inne zdanie na ten temat. Uważała, że po prostu Potter znów zalazł jej za skórę i właśnie obmyśla jakiś iście szatański plan jak go zniszczyć. Nic dziwnego że Sann była podniecona sytuacją. Uwielbiała brać udział w zemstach.
- Lily - zaczęła Lorens - a może ty się tak stresujesz tym wyjazdem co? Mówiłaś coś o tych koleżankach ze starej klasy i w ogóle..
- Co? Niee
- To co się dzieje?
- Zastanawiam się co zrobić z tą sytuacją z Blackiem i jego szlabanem.. - skłamała.
- Ja uważam, że powinnaś im odpuścić. - wyraziła swoje zdanie Sann.
- Ja tak samo - przytaknęła Lorens.
- A ja uważam, że należy im się i mają siedzieć w zamku! - oburzyła się Meadowes.- Jeszcze tego brakuje by przez takich idiotów świat mugoli dowiedział się o naszym.
Lily znów się zamyśliła. Z jednej strony Black był jej przyjacielem i nie chciała go pozbawiać takiej okazji. Z drugiej zaś próbował zrobić coś złego i musi ponieść tego konsekwencje.
- Och Lily! Czy ty choć raz nie możesz trochę zluzować? - Oburzyła się Sann.
- Jak zluzuje to pomyślą, że już tak będzie zawsze, albo co gorsza..że ich lubi.  - Dor zaśmiała się. - Nie wiem jak wy ale ja jestem głodna. Idzie ktoś ze mną?
W odpowiedzi tylko Sandrine kiwnęła głową po czym opuściła bibliotekę razem z brunetką.
- Chyba Sann ma rację
- Lily, to tylko i wyłącznie twoja decyzja. Ale miej na uwadze to, że psychicznie to jeszcze dzieci. Zawsze będą rozrabiać.
Evans spojrzała na Ann. Wiedziała, że ma racje tylko, że chłopcy musieli ponieść karę.
- Chce żebym zluzowała to tak zrobię. - mruknęła z tajemniczym uśmiechem.
- Czyli podarujesz im ten szlaban?
- Skądże znowu!
- To co ty chcesz zrobić? - Lorens nie do końca rozumiała plany przyjaciółki. - Pojadą do tego Londynu czy nie?
- Black na pewno.
- Pomożesz mu?! - nie wierzyła w to co słyszy.
- Ten jeden jedyny raz. - Lily z pełną gracją podniosła się z siedzenia i ruszyła w stronę wielkich drewnianych drzwi.

czwartek, 22 stycznia 2015

14. Raz, dwa, trzy... Evans PATRZY!

Dzień miał się ku końcowi. Purpurowe niebo zachęcało do romantycznych spacerów po błoniach i rozkoszowania się przepięknym widokiem. Wiele par korzystając z okazji udawało się nad jezioro lub na skraj Zakazanego Lasu. Wszyscy zachwyceni byli ostatnimi ciepłymi dniami, które miały się niebawem skończyć. James Potter również postanowił odetchnąć świeżym powietrzem. Miał już serdecznie dość atmosfery panującej w zamku. Drażniła go ta sprawa z Syriuszem i Lily. W myślach powtarzał sobie, że to kompletna bzdura. Znał Blacka nie od dziś i wiedział, że nie mógłby mu zrobić czegoś takiego. Pragnął w to wierzyć, jednak widok jaki miał przed sobą, mu na to nie pozwalał. Przy szklarni numer dwa widział siedzącą ową dwójkę gorliwie nad czymś dyskutującą. Widać było po minie dziewczyny podekscytowanie, jakiego nigdy nie doświadczył podczas ICH wspólnych rozmów. Z bólem na twarzy podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie. "Muszę koniecznie porozmawiać z Lupinem" - pomyślał, po czym udał się w stronę zamku.

*** -W tym samym czasie-***

- Potter zrobił się jakiś dziwny, co nie? - zapytała Lily na wstępie gdy Black usiadł na ławeczce tuż obok niej.
- Mhmm. - rozejrzał się.
- Wiesz o co mu chodzi?
- Mhmm. - na jego twarzy zagościł lekko dostrzegalny uśmiech gdy dostrzegł swój cel.
- A powiesz mi?
- A czemu cię to interesuje? - zapytał po czym objął dziewczynę i wymruczał jej do ucha. - Olej Pottera.. Masz mnie.
Lily gwałtownie zerwała się na równie nogi i zmierzyła Blacka chłodnym spojrzeniem. Jak wielki był jej szok gdy zobaczyła, że dała mu się po prostu podejść. Chłopak bez ogródek śmiał się w najlepsze rozkładając się na całej ławce.
- Oh, Evans, gdybyś widziała swoją minę!
- Bawi cię to!? Jak śmiesz! Myślałam, że jesteś choć trochę poważniejszy od tego Napuszonego łba!
W oczach dziewczyny mieszało się rozbawienie z rządzą mordu. Nie trwało to długo, a już rozbawiony w najlepsze Syriusz, uciekał przed rozwścieczoną Rudą wykonując jakieś dziwne ruchy, które miały prawdopodobnie jeszcze bardziej wkurzyć gryfonkę. Gdy w końcu robienie kółek na około szklarni ich zmęczyło opadli w bezsilności z powrotem na ławce.
- Drań z ciebie. - Lily zaśmiała się.
- Już nie ta kondycja, co Evans? - zawtórował jej Black.
Przez chwilę milczeli próbując uspokoić oddechy. Mimo iż Syriusz był sportowcem, przyznał że rudowłosa ma siłę i parę w nogach.
- W sumie to przyszedłem tu, żeby z tobą o czymś pogadać.
- Byłeś tam prawda?
Chłopak zrobił zaskoczoną minę po czym roześmiał się.
- Przed naszą panią Prefekt nic się się ukryje.
- No wiesz, w Hogwarcie nie ma za dużo kundli. - odgryzła się, na co Łapa zrobił urażoną minę.
- Tylko nie kundli! Nie kundli!
- W takim razie jakiej rasy jesteś?
- Eee noo, to jest ten noo, mam na końcu języka!
- Kundel, Black. To jest zwykły kundel.
- Nie prawda! A już na pewno nie "zwykły"!
- Do rzeczy.
Zamyślił się na chwilę. Jego spojrzenie powędrowało w stronę siedzącego na wzgórzu Pottera. Przez moment obserwował jak przyjaciel udaje się w stronę zamku, po czym zwrócił się do Rudej :
- Jak to zrobiłaś?
- Sama nie wiem. Najpierw zjadł moje paszteciki, a potem się łasił. Trochę jak kot, nie?
Syriusz wzdrygnął się na dźwięk słowa kot. Nie przepadał za tymi zwierzętami.
- Wiesz co, ja już pójdę. Muszę odwiedzić jeszcze Lupina w Skrzydle. Paa! - Lily ociężale powlokła się do szkoły.
 *** - Piąte piętro - ***

Dorcas już od dłuższego czasu bacznie obserwowała Petera. Każdy jej ruch był nie widoczny dla młodego gryfona. Miała na głowie niewielką pomarańczową chustę, która zakrywała jej  twarz do połowy. Poruszała się na palcach najciszej jak się tylko dało. Znikała za każdą zbroją, pomnikiem czy wazonem. Była jak ninja. Wiedziała, że Huncwoci coś planują, bo nie bez powodu Rogacz i Łapa się do siebie nie odzywali. Coś musiało za tym stać. Coś o wiele większego niż do tej pory. A ona musiała się o tym dowiedzieć. Jak? Peter był odpowiedzią na wszystkie jej pytania. Wystarczyło się nie zdradzać.
 
 "Gdzie ja zostawiłem tą pelerynę? Przecież James mnie zamorduje jak jej nie znajdę!" - Glizdogon z niemałym uporem przemierzał wszystkie korytarze jakie tylko były w Hogwarcie.  Sprawdzał już Lochy, drugie i trzecie piętro, całe dormitorium chłopców, nawet nie omieszkał zatrzymać się na chwilę w kuchni by uzupełnić zapasy energii.Och, ile on by dał, żeby niewidka sama znalazła się w jego dłoniach. Był już tak zmęczony.
 W pełnej zadumie nie zauważył jak na kogoś wpadł .
- Glizdek uważaj! - Peter w złośliwym tonie rozpoznał swojego przyjaciela.
- Syriusz!
- Nie, McGonagall, wiesz?. Jasne, że ja głąbie! - obaj chłopcy podnieśli się z zimnej posadzki. - A nie powinieneś być teraz na kolacji?
- Ja? Znaczy się tak! Ale.. bo nie widziałeś może peleryny?
- Masz przecież na sobie. Oj Glizdek powiedz mi proszę jak ty zdałeś do piątej klasy, co?
- Nie ta! - blondyn zmierzył Blacka chłodnym spojrzeniem po czym ściszył głos - Niewidka.
Łapa przez chwilę wpatrzył się na swojego przyjaciela jak na idiotę, po czym wyjął z torby duży kawałek materiału i podał mu.
- Tylko nie rozumiem jednego. Potrzebujesz peleryny, żeby iść na kolacje?
Glizdogon już go nie słuchał. " No tak przecież, ostatnio Syriusz ją brał! A ja głupi się martwiłem!" - wykrzyczał w myślach.
Black widząc kompletny brak reakcji kolegi na jego słowa machnął tylko ręką i udał się na siódme piętro.

-Wiedziałam,że coś kombinują!Tylko po co im peleryna niewidka? - Dorcas szepnęła sama do siebie. - Interesujące. Nawet bardzo. Niech tylko Ruda się o tym dowie!

*** -Skrzydło Szpitalne-***

- Remus już się obudził? - Lily przysiadła na taboreciku obok Pottera.
- A widzisz, żeby się obudził? -warknął cicho.
- Myślałam, że się wybudził ale z powrotem zasnął. - ściszyła głos speszona.
- To źle myślałaś!- James nie krył emocji, które buzowały w nim od rana.
Zapanowała niespokojna cisza. Evans raz po raz otwierała usta by coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko zachłystała się powietrzem i znowu zaciskała wargi. Z jednej strony cieszyła się, bo przez cały dzień  nie usłyszała ani razu " Hej Evans, umówisz się ze mną?". Z drugiej zaś miała wrażenie, że Potter ma jej coś za złe. W sumie miała to gdzieś. Po prostu ciekawość był silniejsza od niej. Musiała się dowiedzieć o co chodzi. James za to wyglądał dość komicznie. Co rusz robił różne miny. Widać było, że toczył wewnątrz siebie walkę.
- O co ci chodzi, co? - Lily zdobyła się na najbardziej obojętny ton w całej historii swoich zachowań.- Coś ci zrobiłam?
- Nie, no skąd - zironizował.
- Potter!
- Daj mi spokój, Evans. Lepiej wracaj do Blacka, pewnie już na ciebie czeka.
- Black? A co on ma do tego?
- Och, nie udawaj! Myślisz, że nie widzę? Te wszystkie nocne schadzki, spotkania. No i jak dobrze pamiętam ostatnie wakacje spędziliście razem, więc to mówi samo przez się. - w miarę ilości słów wypowiadanych przez Jamesa, oczy Lily zwiększały się. - Jaki ja byłem głupi, że tego nie widziałem! A ten idiota to wszystko przede mną ukrywał!
- Hę!?
- Co? Zdziwiona, że już wszystko wiem? Powiedz ile to trwało? Miesiąc? Rok? A może od pierwszej klasy?!
- Czy tobie już do reszty odbiło!!?? Ja i Black?! - wzdrygnęła się wypowiadając nazwisko przyjaciela. - W życiu!
- Takie bajki to możesz wciskać sobie, nie mi! - zdenerwowany Potter podniósł się. Na ich nieszczęście hałas jaki zrobili przywołał do nich Poppy, która wygnała ich z pomieszczenia. James oparł się o skrzydło drzwi.
- Dlaczego?
- Chory jesteś! - Lily obdarzyła chłopaka zniesmaczonym spojrzeniem po czym odwróciła się. - Dla twojej wiadomości, Potter, Black to nie tylko twój przyjaciel i ma prawo spotykać się z kim chce. Jeżeli masz jakieś wątpliwości rozmawiaj z Łapą. Mam cię dość.

***- Pokój Wspólny Gryfonów-***

Ann już od dłuższego czasu zmagała się z nawałem prac domowych, które postanowiła odrobić również za Remusa. Lupin zawsze robił dla niej notatki kiedy była chora, więc nie chciała pozostać dłużna. Było to dla niej świetne zabicie czasu, bo czekanie na Dor czy Lily już dawno jej się znudziło. Co prawda, grała chwilę z Peterem w jakąś dziwną mugolsk, grę ale trwało to niedługo, bo chłopak stwierdził, że musi gdzieś iść i zniknął. Później gadała przez moment z Syriuszem i jakąś laską, która się do niego kleiła ale i ten, zniesmaczony wyglądem swojej adoratorki, ulotnił się do swojego dormitorium. Spojrzała na zegar nad kominkiem. Krótka wskazówka leniwie przesuwała się w kierunku cyfry X. Zbliżała się cisza nocna, a Dor jeszcze nie wracała. Zaniepokojona Gryfonka zastanawiała się czy nie pójść do Blacka by sprawdził gdzie podziewa się jej przyjaciółka, ale wszystkie jej zmartwienia rozwiały się wraz z charakterystycznym skrzypnięciem portretu.
- Dorcas! Gdzieś ty była! Ja już po aurorów chciałam biec!
Brunetka roześmiała się serdecznie i opadła na fotel obok Ann.
- Och, możesz biec. Huncwoci coś kombinują, a ja jestem już bliska rozwiązania zagadki!
- Kombinujemy coś? - Dorcas podskoczyła słysząc nad głową głos Pottera. - A co?
Ann hamując wybuch śmiechu zatrzęsła się delikatnie, jednak widząc piorunujące spojrzenie przyjaciółki i zdezorientowaną minę Jamesa nie wytrzymała.
- Eee no nie, nic, nic.. Ja tylko... Naśladowałam Lilkę! Tak, naśladowałam! Sam wiesz jak ona często tak mówi.
- Hmm, możliwe. - spochmurniał. - Idę się już położyć. Jutro to porąbane mugoloznastwo.
Dor odetchnęła z ulgą gdy Potter znikł jej z pola widzenia.
- Swoją drogą, gdzie Ruda? - spytała Ann.
- Pewnie na patrolu. W końcu to prefekt..
- Ahh, no tak.. Ja też już idę się położyć. Branoc!
- Branoc!
Brunetka jeszcze chwilę spoglądała na schody prowadzące do damskiego dormitorium po czym chwyciła za podręcznik z nadzieją, że materiał, który musi umieć na jutro nie jest zbyt spory. Nauka nie szła jej za dobrze. Przeszkadzał jej hałas dobiegający z dormitormium chłopców z piątego roku. Miała ochotę podsłuchać jednak, wizja mnóstwa odjętych punktów z zaklęć przez jej osobę, sprowadziła ją do porządku i poczłapała się do sypialni.

***- Dormitorium chłopców z V roku-***

- Czy możecie się już zamknąć?! Normalni ludzie próbują spać! - Tony nie mógł już wytrzymać bezsensownej kłótni Pottera i Blacka.
- Jak ci się coś nie podoba to drzwi otwarte, Stone! - odgryzł się Peter, który z dziwnym zaciekawieniem przysłuchiwał się wymianie epitetów swoich przyjaciół.
Rudowłosy chłopak mruknął coś pod nosem i zaciągnął kotary przy łóżku.
- Mam już dość tych twoich humorków, Potter! O co ci tak naprawdę chodzi?
- O to że jesteś kompletnym idiotą!
- Ja?! To ty się denerwujesz nie wiadomo o co!
- To nie ja się umawiam z dziewczyną swojego kumpla!
- No, ja też nie. I z tego co wiem to nie jest twoja dziewczyna.
- Ty nie? A ta randka na Wieży? - zakpił młody Potter.
- Jaka randka? Ściemniałem! Byłem wtedy z Remusem!
- Teraz pewnie też ściemniasz, co Black? Ślepy nie jestem!
- Tu bym się pokłócił. Widzisz to co chcesz, a nie to co się dzieje na prawdę! Evans zobaczyłem wtedy dopiero pod portretem!
- Ta jasne.
Black załamał ręce. Nie miał pojęcia jak wytłumaczyć przyjacielowi, że nie zawinił. Strasznie męczyła go ta sytuacja.
- Nie chce cię stracić.. Nie zrobił bym ci tego, uwierz - Ból jaki towarzyszył Syriuszowi w oczach ugodził Jamesa .
Młody Gryfon poczuł się jakby ktoś oblał go zimną wodą. Znał Blacka jak własną kieszeń. Wiedział, że teraz nie kłamie.
- Przepraszam. - szepnął na tyle głośno by go dosłyszał.
- Zgoda? - zapytał z nadzieją czarnowłosy.
- Zgoda! - uśmiechnął się okularnik. - Słyszałem, że coś kombinujemy?
- Serio? - równocześnie wypalili Peter i Syriusz.
- Dor tak mówiła..
- Hmm, no cóż jesteśmy dobroduszni więc..
- ... moglibyśmy potwierdzić jej słowa - dokończył rozradowany Potter.

***- Wielka Sala-***

- Bardziej w prawo!
- Tak?
- Tak!
Potter i Black już od dobrej godzinny męczyli się z zawieszeniem piętnastu kociołków nad stołem Domu Węża. Plan był doskonały. Ślina trolla i lepka maź z dzikich kaczkach miała zapewnić niewielką rozrywkę w tym ponurym szkolnym życiu. Dodatkowo całość była pokryta zaklęciem utrudniającym zdjęcie substancji z włosów. Wystarczyło tylko by nikt ich nie przyłapał, a tym miał się zająć Peter. Po ustawieniu ostatniego kociołka. Chłopcy odeszli kawałek od stołu i z dumą spojrzeli na swoje dzieło. Wystarczyło jeszcze rzucić zaklęcie kamuflujące i takie, które pozwoli na obrzucenie Ślizgonów mazią w odpowiednim momencie.
- To co? Razem?
- Na trzy - podekscytował się Black. Obaj wycelowali różdżki.
- Raz.. dwa.. t
- BLACK! POTTER! MACIE SZLABAN! - przerażeni chłopcy jak w zwolnionym tempie odwrócili się i zobaczyli rudowłosą przyjaciółkę trzymającą Petera za szatę.

Ta dam! Pierwsza notka na nowym, odmienionym blogu! Wiem, że trochę się na nią naczekaliście ale mam nadzieję, że się spodoba. Mnie w pewnym sensie zadowala. Planuję w ferie napisać chociaż 3 a że mi zaczynają się już w piątek to bądźcie przygotowani!
Wasza Yuuki :*

13. Dziwne zachowanie 1/2 Huncwotów.

  Uwaga! Uwaga! Ta notka praktycznie nie wnosi nic nowego. To tylko taki mały wstęp do późniejszych zdarzeń jakie będą miały niedługo miejsce. Wpis miałam dodać wczoraj ale oczywiście mój kochany internet postanowił się zbuntować i w momencie klikania przycisku opublikuj rozłączyło mnie. W efekcie wszystko co napisałam usunęło się a ja byłam na tyle wkurzona że trzasnęłam klapą laptopa i cisnłęłam nim w kąt.

Sann  już od dobrych dwudziestu minut stała po portretem Grubej Damy i miała serdecznie tego dość. Kiedy tylko dowiedziała się, że jej przyjaciółka wyszła ze skrzydła szpitalnego, pognała prosto na wieże Gryffindoru. Miała nadzieję, że zaraz wyjdzie bo w sumie zawsze wychodziła pierwsza choć dziś mięło ją już ponad dziesięć osób a po Lily ani śladu. Wtem portret poruszył się a z dziury za obrazem wyszedł przygarbiony chłopak o przygaszonym spojrzeniu. Sann bez problemu rozpoznała w nim szukającego domu Lwa. James zdawał się jakby nie zauważyć ślizgonki bo przeszedł beznamiętnie wpatrując się w posadzkę.
- James? - zero reakcji. - Potter!
Chłopak poderwał głowę do góry i niemało wystraszony zwrócił się do blondynki.
- Wiesz co Sann.. ja to kiedyś kupię taki mały dzwoneczek.. o taki - wskazał określoną wielkość  palcami - Będzie on na ładnej srebrnej wstążce i rzucę na niego takie uroki, że w życiu się go nie pozbędziesz!
- Och Potter ja wiem, że ci się podobam ale nie musisz mi kupować prezentów - uśmiechnęła się, zalotnie trzepocząc rzęsami.  - Kotuś coś ty taki przygaszony?
- Szkoda gadać. A tak właściwie to co ty tu robisz?
- Czekam na Rudą bo podobno wczoraj wyszła ze skrzydła. - wycelowała w niego palcem. - A ty się nie wymiguj! Już, zaraz jak na spowiedzi mi tu mów!
- Myślę, że jak zapytasz Evans to ze szczegółami wszystko ci opowie. Cudnie się wczoraj bawiła wraz ze swoim nowym kochasiem. - Z grymasem na twarzy jak najszybciej zbiegł po schodach wieży.
Dorcas i Lily z niecierpliwością oczekiwały swojej przyjaciółki, która zajmowała łazienkę już od ponad pół godziny.
- Ann! Rusz ten tyłek! Dla kogo ty się tak stroisz?
- Och ! Jak wy siedzicie po dwie godziny to jest w porządku a jak ja wejdę na dziesięć minutek to już wielkie halo! - zbulwersowana dziewczyna opuściła okupowane przez siebie pomieszczenie. Wyglądała tak jak zwykle, włosy związane w wysoką kitkę a rzęsy lekko muśnięte tuszem. Do ciemno jeansowych spodni założyła gruby biały sweter z golfem a na ramionach miała zarzuconą torbę. W skład tej całej zwykłości na koniec wchodził ten sam grymas na twarzy co zawsze. Był on pełen bólu i agresji. Wszyscy dookoła wiedzieli że panna Lorens nie jest zbyt miła gdy rano wstaje a już szczególnie kiedy musi iść na zajęcia. Ruda i Dor cieszyły się z faktu ze dziś niedziela jednak nadal było im śpieszno. Miały do załatwienia pewną sprawę.
- Te twoje dziesięć minut ciągnęło się razy trzy kochana - Lily obdarzyła przyjaciółkę serdecznym uśmiechem.
- Bla bla bla - skrzywiła się Ann. - Lepiej już idźmy to może zrobię sobie jeszcze popołudniową drzemkę.
Dziewczęta nie zwlekając ani chwili dłużej ruszyły w stronę wyjścia z wieży. Przechodząc przez dziurę za portretem od razu napotkały obrażoną Sann, która z niesmakiem zmierzyła gryfonki srogim wzrokiem. Jednak rysy twarzy naychmiast jej złagodniały gdy zobaczyła rudowłosą przyjaciółkę.
-Lily! Ty rozczochrana wiedźmo! To ja muszę się dowiadywać od osób trzecich, że cię piguła wypuściła? - Evans roześmiała się i obie wpadły sobie w ramiona.
  Lily w drodze do Wielkiej sali zdążyła opowiedzieć dziewczynom szczegóły swojej dzisiejszej misji. Nie były one dokładne, zawierały dokładnie tyle ile Lily uznała za słuszne. A mianowicie zwykły wypad do Hagrida miał być tak naprawdę świetną wymówką do wypytania go o parę szczegółów.
W szybkim tempie skonsumowały śniadanie nie zwracając uwagi nawet na to że od dobrych dwudziestu minut ktoś im się bacznie przygląda. James Potter z niesmakiem i bólem patrzył jak jego piękna rudowłosa z radością i przejęciem opowiada coś swoim przyjaciółkom. Coraz większe salwy śmiechu były jak taki małe ostrze, które wbijało się coraz głębiej w jego serce. Mój najlepszy przyjaciel nie mógł mi tego zrobić. Przecież dobrze wiedział, że ruda jest moja. Randka na wieży chyba się udała bo w życiu nie widziałem go w takim stanie. Zresztą czemu ja się tym przejmuję? Czyżby mi na niej zależało? Niee.. To tylko jedna z wielu dziewcząt. Tu chodzi o Syriusza.. Tak zdecydowanie on zawinił..
- Hagridzie? Czy da się oswoić dzikie, niezależne zwierzę? - Dorcas patrzyła na swojego olbrzymiego przyjaciela z wyczekiwaniem. - No wiesz takie jak górskie trolle czy no nie wiem.. wilkołaki?
Przygodę jaką przeżyła Lily zeszłej nocy znała tylko brunetka. Evans doskonale wiedziała jakby tą informację przyjęła Ann dlatego wolała jej nie mówić. Co do Sandrine to wiadomo było, że kocha ploteczki a wieść, że w domu Lwa znajduje się wilkołak nie wpłynęła by pozytywnie na reputacje Remusa. Dorcas była inna. Lubiła wyzwania a słowo "niemożliwe" nie wchodziło w skład jej słownika. To też była idealną kandydatką do zwierzeń.

 - Oszalałaś? To dzikie bestie. Do takich nie powinno się zbliżać! W życiu jeszcze nie spotkałem się z potulnym trollem czy wilkiem, który by się kogoś słuchał.
- Czyli to nie jest możliwe? - dopytywała Lily co rusz popijając herbatkę z cytryną.
- Tego nie powiedziałem. Może i by się komuś udało. O jeśli nie przepłacił by za to życiem.
- Rozumiem.. - Dor zamyśliła.
- Czy to był Potter? - Ann poderwał się z miejsca. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w stronę okienka ale nikogo tam nie było.
- Wiesz co Hagridzie.. my już sobie pójdziemy. Niedługo obiad a i trzeba referaty na jutro napisać.
- Nie ma sprawy. Tylko wpadajcie częściej.

W drodze na boisko natłok myśli nie dawał mu spokoju. Nie miał pojęcia za co tak naprawdę obraził się jego przyjaciel i nie był pewien czy to co widział w nocy przypadkiem mu się nie przyśniło.Do tej pory nie potrafił uwierzyć w to, że Ruda była wstanie obłaskawić wilkołaka. No i cały czas myślał nad tym czy  James domyślił się, że poszedł przypilnować Remusa? A może jest tak nafukany za to, że go okłamał? Tylko co miała znaczyć jego dzisiejsza wypowiedz?
- Lubisz kraść komuś dziewczyny co? Wielki pan Cassanova nie potrafi się powstrzymać! Tyle w około a ty musiałeś do tej jednej, którą ja chciałem mieć?!
Syriusz dokładnie analizował każde słowo. Przecież nie był na żadnej randce.. A może ktoś mu jakiś plotek na opowiadał? To prawda skłamał, że idzie na spotkanie ale nie mówił z kim.
Szedł tak jeszcze długo pogrążony we własnych myślach gdy nagle przed samą bramą na boisko z zamyślenia wyrwał go donośny dziewczęcy śmiech. Nie wiele się zastanawiając odwrócił głowę i zauważył cztery niewielkie postacie zbliżające się do drzwi zamku. Od razu rozpoznał w nich swoje przyjaciółki. W sumie nie było to takie trudne bo rude włosy Evans i blond loki Sann widać było na kilometr. Nikt w zamku nie mógł pochwalić się tak cudną czupryną jak te dwie. Co zresztą Sandrine świetnie wykorzystywała. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Ślizgonka lubi niegrzeczne zabawy. W sumie to chyba tylko i wyłącznie z tego powodu Black jeszcze jej nie zaczął wyzywać. Nie tolerował Ślizgonów i każdemu napotkanemu ubliżał.
Obserwując jak roześmiane przyjaciółki wchodzą do zamku coś sobie uzmysłowił.
- Niemożliwe, że jesteś zazdrosny...o Evans. - szepnął sam do siebie przybierając triumfalny uśmiech na twarzy. Nie wiele czekają również udał się w stronę zamku. No to się Potter zabawimy!
Napięta atmosfera przy stole udzielała się prawie wszystkim. Nikt do tej pory nie wyobrażał sobie, że tak zżyci przyjaciele jak James i Syriusz mogą się pokłócić. Po szkole krążyły różne plotki. Podobno James jednoznacznie stwierdził, że Black idealnie pasuje do swojej rodzinki. Inna wersja mówiła, że  Syriusz połamał Potter'owi miotłę. Nieliczni uważali, że Ruda rzuciła urok na obojga chłopców w ramach zemsty na szukającym. Teorie były  najdziwniejsze ale żadna nie była bliska prawdzie.  Mordercze spojrzenia Jamesa i obojętne zachowanie Black'a wskazywało na najgorsze. 
     Jednak była taka osoba a nawet dwie które nie zwracały nawet uwagi na zmianę zachowania gryfonów. Sann już od dobrych dziesięciu minut przeglądała najnowszy magazyn "Zawsze i wszędzie" a Dorcas próbowała zbudować na swoim talerzu mini stadion do quidditch'a z frytek i ziemniaczków z koperkiem. W rezultacie nie było to nic zajmującego ale dziewczęta nigdy nie przykuwały większej uwagi do jedzenia.
- Będziesz to jeść? - zapytała Dor wskazując na talerz Evans.
-  ...
- Hallo! Ziemia do Lily!
- Och mówiłaś coś?
- Coś ty taka zapatrzona w tego Potter'a? Jeszcze pomyślę, że się zakochałaś. - do rozmowy włączyła się Ann.
- Taaa jeszcze czego. 
- Więc czemu go tak lustrujesz?
- Zastanawiam się co on taki przybity..
- A czemu cię to interesuje? - dociekała Dor.
- Och dajcie już spokój! Po prostu zastanawia mnie to o co im poszło.
- I dlatego musisz go tak obserwować? - Sann również odłożyła gazetę  i z uwagą spojrzała na rudowłosą. - Jeszcze sobie chłopak coś pomyśli..
- Może i masz rację.
- To co będziesz jeść te frytki? - Meadowes z wyczekiwaniem spojrzała na przyjaciółkę. Lily roześmiała się i podsunęła talerz brunetce.

12. Więzi przyjaźni

Witam wszystkich! Miałam dodać notkę w czasie świąt ponieważ miałam już prawie gotową ale czegoś mi w tym brakowało. Nie jest długa ale musiałam już ja dodać. Oczywiście nie była bym sobą gdybym nie pochwaliła się tym iż w święta dostałam piękną bordową bluzę z herbem Hogwartu oraz zielonkawą koszulkę z dużym patronusem <jelonkiem : P> i napisem Expecto Patronum wraz ze skarpetkami z godłem każdego z domów. Wybaczcie ale musiałam to zrobić :P
-Widział ktoś może moją różdżkę? - Syriusz już o dobrych kilkunastu minut zawzięcie szukał swojego magicznego "patyczka". Przeszukał już całą powierzchnie pod swoim łóżkiem, sprawdzał w szafce u Remus'a a nawet pod śpiącym już Peter'em - A sprawdzałeś w łazience? - odparł znudzony James. Łapa puknął się w głowę gdy przypomniał sobie, że zostawił ją na blacie przy umywalce.  Spiesznym krokiem skierował się do łazienki a kiedy wyszedł zaczął szykować sobie ubrania. James, który do tej pory leżał na łóżku czytając czasopisma teraz przyglądał się przyjacielowi z nie małym zdziwieniem.- Eee Łapciu? A ty się gdzieś wybierasz?Syriusz zdębiał. No tak! Przecież nie powiedział nic James'owi. I w sumie nie mógł tego zrobić bo on też by chciał iść. Nie. Nie może narażać przyjaciela na niebezpieczeństwo szczególnie teraz kiedy jest osłabiony. Black otrząsnął się i nieco spokojniej założył spodnie od piżamy.- Nie, skąd to pytanie? Jestem już zmęczony i idę spać - zadrżały mu wargi. Znowu to zrobił. Znów okłamał przyjaciela. Czuł się okropnie.- Przed chwilą o mało nie założyłeś płaszcza. Czyżbyś coś ukrywał? - James zmierzył chłopaka wzrokiem po czym roześmiał się. - Wiem! Pewnie jakaś laska zażyczyła sobie randki na wieży Astronomicznej, co? Black odetchnął z ulgą.- Taa. Ale to i tak dopiero o pierwszej. - Syriusz ułożył się wygodnie w łóżku. - Dobranoc.- Branoc - odpowiedział James po czym sam również ułożył się do snu.
-R-Reemus? - jej głos jeszcze nigdy nie drżał tak bardzo jak teraz. - G-grzeczny wiiiilkołak..
 Szkaradna postać mieszanki wilka i człowieka powoli podchodziła w stronę Lily. Ciche powarkiwanie ukazywało nieufność zwierzęcia do rudowłosej. Evans zaklinała w głowie głupi pomysł z nocną wyprawą nad jezioro. 
    Wilkołak staną na przeciwko niej. Czuła, że po policzkach mimowolnie spływają jej łzy. Przymknęła powieki. Przez myśl przeszło jej tylko że to koniec. Nagle warkot ustał a sama Lily poczuła że coś ją trąca na wysokości bioder. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła że zwierze namolnie obwąchuje jej torbę. Dygocącą ręką otworzyła ją a wilkołak stanął jak zahipnotyzowany. Gdy wsunęła dłoń do środka natknęła się na paszteciki dyniowe, które dostała od Peter'a. Pomyślała, że może to o nie chodzi Remus'owi więc rzuciła je mu. Zwierzę natychmiast rozprawiło się z porcją pasztecików po czym podbiegło do niej i znów zaczęło obwąchiwać torbę. Ruda znów się przeraziła bo nie miała już nic a wilkołak w każdej chwili mógł się na nią rzucić.
Jakże wielkie było jej zdziwienie kiedy tak straszny potwór polizał ją po twarzy. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czy to był dobry moment na ewakuacje? A może powinna poczekać z nim tu aż do świtu?Nie była pewna, która z decyzji będzie najrozsądniejsza i tego czy wilkołak nie zmieni nagle o niej zdania ale wiedziała jedno, nie może stracić czujności. Usiadła na ziemi cały czas obserwując Remus'a który najwidoczniej nie miał w planach ataku. Lekko się wzdrygnęła kiedy wilkołak podszedł do niej ale natychmiast się uspokoiła widząc jak zwierze kładzie swój wielki łep na jej kolana. Delikatnie pogłaskała go po głowie. Remus zmrużył ślepia i jeszcze wygodniej rozłożył się na trawie. Lily cichutko zachichotała.
- W życiu mi jutro nie uwierzysz jaki ci o tym opowiem - szepnęła do wilka.
Godziny mijały a Evans nadal siedziała nad jeziorem raz po raz drapiąc swojego przyjaciela za uszkiem. W okół nie było już tak ciemno jak wtedy gdy tu przyszła. To upewniło ją w przekonaniu, że musi być coś około czwartej nad ranem. Leniwym wzrokiem wpatrywała się w niezmąconą taflę wody. Przez myśl przebiegło jej, że potrzebuje się komuś wygadać. Przeniosła swoje spojrzenie na Remus'a, który spokojnie wtulał się w jej objęcia.
- Ty w sumie i tak nie będziesz nic potem pamiętać - zamyśliła się.
Z oddali dało się słychać cichy szczek. Wilkołak wytężył słuch. Lily poczuła, że robi się niespokojny to też przytuliła się do niego. Podziałało to momentalnie bo Remus z powrotem ułożył swój łep na jej nogach.
- Pamiętasz jak w trzeciej klasie mieliśmy dyżur w lochach? To było nasze pierwsze wieczorne patrolowanie i nie wiedzieliśmy, o której powinniśmy wrócić do wieży. Błąkaliśmy się tak długo, że zastała nas cisza nocna a z nią Filch i zaczęliśmy szybko biec do wieży byle by nas tylko nie złapał.  Wtedy to właśnie znaleźliśmy tą ukrytą biblioteczkę. Było tam mnóstwo książek, które mnie zaciekawiły ale ty powtarzałeś, że skoro została ukryta to na pewno nie bez powodu i nie powinnam nic ruszać. Niestety moja ciekawość wzięła górę nade mną i już następnego dnia zaczęłam szukać tej biblioteczki. Trwało to długo bo dopiero w czwartej klasie znowu się na nią natknęłam kiedy wracaliśmy ze skrzydła od Petera. Coś mnie podkusiło, żeby przeczytać choć jedną z tych ksiąg. Ta pokusa towarzyszyła mi przy każdej kolejnej tak więc z jednej zrobiło się dwadzieścia trzy. W tym roku tam jeszcze nie byłam i chyba nie zamierzam - zrobiła pauzę i spojrzała przed siebie. - Zastanawiam się skąd oni o tym wiedzieli. Skąd wiedzieli, że znam treść tych ksiąg. Mówiłam o tym tylko Severus'owi i Ann ale oni przecież nie powiedzieliby tego śmierciożercom. Ba! Pewnie by nawet nie przeżyli spotkania z nimi!
Lily zamyśliła się. Ann od dawna powtarzała jej by nie uczyła się tych starożytnych zaklęć i eliksirów ale ta nigdy jej nie słuchała. Nie. Lorens by jej nie wydała.
- Ta ciekawość to był największy błąd mojego życia. Właśnie dlatego trafiłam tam gdzie trafiłam. Rozumiesz to? Te księgi to coś na czym zależy jakiemuś popaprańcu. W świecie czarodziejów staje się coraz silniejszy. Cały czas powtarzał o tym, że musi wyczyścić świat magii z ludzi takich jak ja. I właśnie do tego jest mu potrzebna magia starożytna. To trochę śmieszne, że tak wielki czarodziej nie potrafi wynieść paru książek ze szkoły. Przecież był tu ten cały Dave - wzdrygnęła się - Nie mógł mu ich zanieść? Sama nie rozumiem. Pamiętam że ten czarodziej, chyba Voldemort, chciał, żebym oddała mu swoją wiedzę, że potrzebuje tych zaklęć. Sprzeciwiłam się mu i próbowałam uciec. Bardzo długo błądziłam po jakimś lesie. W sumie to nie wiem dokładnie gdzie byłam. Wiem tylko tyle, że chciałam, żeby to się już skończyło. Po pewnym czasie moje prośby zostały spełnione bo znalazłam kominek i przeniosłam się do Dziurawego Kotła. Ale cały czas zastanawia mnie to czemu ja...
Nagle wilkołak zerwał się. Swój wzrok przeniósł na tarczę księżyca która powoli znikała. Lily domyślił się, że niedługo nastąpi przemiana i w tym momencie powinna się ewakuować. Kiedy zrobiła krok w tył, Remus wpadł w szał i z mordem w oczach rzucił się w stronę Zakazanego Lasu. Evans przez chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą zniknął jej kudłaty przyjaciel po czym zwróciła się w stronę zamku. Przez moment miała wrażenie że niedaleko drzewa rosnącego przy wejściu głównym zauważyła psa ale stwierdziła, że musiały to być jakieś omamy związane z nie wyspaniem. Z głową uniesioną ku górze i z lekkością na duszy udała się w stronę zamku.
- James? - chłopak lekko drgnął na dźwięk swojego imienia.- Lily? 
- Czemu nie śpisz?
- Mógłbym zapytać o to samo.
   W tym samym momencie portret odsunął się i w bladym świetle ukazała się postać Syriusza.
- Z resztą nie musisz się tłumaczyć - Potter zmierzył Black'a i Evans chłodnym spojrzeniem i ruszył w stronę dormitorium chłopców z piątego roku. - Chyba nawet nie chce tego wiedzieć.

11. Spotkanie z (nie)przyjacielem

Stała przed wielkim gargulcem prowadzącym do gabinetu dyrektora. Szczerze powiedziawszy nie miała ochoty tam wchodzić. Zrezygnowana chciała odejść z nadzieją, że później się wytłumaczy brakiem sił jednak w tym samym momencie za rogu wyszła profesor McGonagall. Zmierzyła młodą gryfonkę wzrokiem protekcjonalnym po czym pozwoliła sobie na okazanie współczucia. Nie miała pojęcia przez co przeszła jej podopieczna toteż zdobyła się tylko na gest poklepania po ramieniu.
Śliwkowe warjacje - Lily stwierdziła, że i tak teraz nie ma odwrotu więc beznamiętnie wypowiedziała hasło. Nauczycielka przepuściła rudą w przejściu i razem weszły po schodach. Kiedy już się znalazły pod drzwiami profesorka zapukała i po donośnym Proszę obie weszły do gabinetu.
Remus ledwo spał tej nocy. Impreza związana z powrotem Pottera trwała aż do czwartej w nocy to też cieszył się, że dziś sobota bo nie poradziłby sobie na zajęciach. Lekko skulony siedział na chłodnym parapecie i wędrował wzrokiem po błoniach. "To już dziś" pomyślał. To właśnie tej nocy miał zmienić się w okrutną bestię rządną krwi. Serce zakuło go. Miał nadzieje, że przynajmniej dziś będzie mógł przejść przemianę w spokoju. Wiedział, że na pewno nie zgodzi się na to by uczestniczył w tym James. Ledwo wyszedł ze skrzydła więc nie było mowy, żeby gdziekolwiek wychodził. Uśmiechnął się. Umowa mówiła -albo wszyscy albo nikt- tak więc nie musiał się dodatkowo zamartwiać czy przypadkiem nie skrzywdzi któregoś z przyjaciół.
Przeniósł wzrok na zegar. Dochodziła jedenasta, a w każdej chwili może się tu zjawić opiekunka domu. Postanowił przejść się do Pokoju Wspólnego by trochę posprzątać. To co zobaczył odjęło mu mowę
- Niemożliwe żebyśmy tak nabałaganili.. - wyszeptał.
- A jednak - obok Remusa spośród jakiejś kupy szat wygramoliła się ledwo przytomna Ann.
- Ann! - wydobył z siebie przeraźliwy krzyk. - Wyglądasz..
- Ohydnie? Odrażająco? Okropnie?
- No.. Tak troszkę - Remus wyszczerzył się w szerokim uśmiechu za co zarobił kuksańca. Rzeczywiście Lorens nie wyglądała za dobrze. Włosy wyglądały jakby właśnie co oberwała upiorogackiem a rozmazany makijaż wskazywał na to, że musiała się nieźle bawić.
- Pić.. - gdzieś z oddali odezwał się cichutki głosik - Pić..
Jak się okazało należał on do Megan gryfonki z czwartego roku. Ociężałym i chwiejnym krokiem podeszła do niewielkiego stolika stojącego w kącie pokoju. Niepewnie chwyciła stojącą tam butelkę i pociągnęła z niej dużego łyka. Remus i Ann wymienili rozbawione spojrzenia w momencie gdy Megan z powrotem wróciła na swoje miejsce na podłodze pomiędzy jakimiś dwoma czarodziejami z siódmego roku.
- No nic panie prefekcie niech pan tu ogarnie a ja ogarnę tu - Ann wskazała najpierw na pomieszczenie a potem na swoją głowę. - Jak skończę to ci pomogę.
- Oj ja myślę że ogarnianie tego - wskazał na jej fryzurę - zajmie ci więcej czasu niż to.
Ann roześmiała się serdecznie i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę dormitorium. Remus od razu rozpoznał, że jego przyjaciółka była jeszcze pod wpływem ognistej.
Chłoszczyść!
-Lilyanne jak dobrze, że przyszłaś. Własnie miałem kogoś po ciebie posłać - dyrektor z ciepłym uśmiechem powitał rudą.
- Coś się stało profesorze?
- Myślę, że musimy porozmawiać.
- Albusie czy nie uważasz, że panna Evans powinna jeszcze odpoczywać? Rany po Cruciatusie bardzo wolno się goją a poza tym... - McGonagall od razu próbowała z powrotem wysłać Lily do skrzydła za co ruda była jej wdzięczna.
- Minerwo spokojnie, myślę, że panna Evans jest w stanie odpowiedzieć mi na parę pytań. Jeśli możesz zostaw nas samych.
Profesor McGonagall nie była zadowolona jednak przytaknęła i opuściła gabinet.
- Usiądź Lily, nie krępuj się - dyrektor zachęcał młodą gryfonkę wskazując na wygodny fotel niedaleko biurka. Lilyanne kiwnęła głową w ramach podziękowania  i zajęła swoje miejsce. Pamiętała, że wcześniej była tu tylko dwa razy : pierwszy raz gdy przez Syriusza została wplątana w bójkę, o której nawet nie miała pojęcia, a za drugim razem była tu z Remusem kiedy odbierali odznaki prefektów.
- Wiesz dlaczego cię tu wezwałem prawda?
- Nie bardzo - skłamała by wiedzieć na czym stoi.
- A więc chciałbym, żebyś opowiedziała mi o tym zdarzeniu jeszcze raz i z większymi szczegółami - Dumbledore uśmiechnął się serdecznie. - Mam wrażenie, że powinienem o czymś jeszcze wiedzieć.
- Opowiedziałam już wszystko - znowu skłamała. Nie chciała się dzielić swoimi przeżyciami. Chciałaby już o tym zapomnieć.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, panie profesorze.
- Mmm.. no skoro tak to jesteś wolna. - Lily miała przeczucie, że staruszek wie o wszystkim więc czym prędzej opuściła gabinet. Przez myśl przeszło jej, że tęskni za łóżkiem szpitalnym więc czym prędzej pognała do skrzydła.
Dorcas już od samego rana informowała wszystkich o popołudniowej wyprawie do rudowłosej przyjaciółki co oczywiście było skrytykowane jękami. Nie było to dziwne ponieważ trzy czwarte mieszkańców domu Lwa miała porządnego kaca więc każdy nawet najmniejszy dźwięk przyprawiał o ból głowy. Dziewczyna również nie siliła się na jakiś spokojniejszy ton tylko wykrzykiwała do wszystkich po kolei.
Piętnaście minut po piątej, stała naburmuszona pod portretem Casper'a Hoover - słynnego obrońcy magicznych i niemagicznych zwierząt. Po obiedzie każdy miał do załatwienia jakąś ważną sprawę to też na nic zdały się prośby Dorcas by udać się do Lily zaraz po skończonym posiłku. Mieli spotkać się na korytarzu wiodącym do Wieży Hufflepuff 'u równo o piątej. Meadowes była już poważnie obrażona na przyjaciół za to jak na nią nakrzyczeli rano i za przesunięcie godziny odwiedzin.
- Mają jeszcze pięć minut. Jak nikt nie przyjdzie, idę sama a do nich odezwę się dopiero na święta! - warknęła wkurzona. Dwie minuty później do Dorcas dołączyła Sann a za nią Peter i Ann.
- Chłopaki nie idą? - Sann spojrzała wyczekująco na niezbyt wysokiego, pulchnego chłopca, który właśnie zabierał się za pałaszowanie dyniowych pasztecików z woreczka wystającego z jego torby.
- Mówili, że przyjdą.. Nie wiem czemu ich nie ma.
- A mówiłeś ,że to dla Rudej - Ann roześmiała się serdecznie wskazując na przekąskę znajdującą się w ręku Glizdogona.
- Przecież nie zjem wszystkiego - zarumienił się i odłożył parę pasztecików z powrotem do torby.
- To co idziemy? - Dorcas wyraźnie była już zniecierpliwiona.
 Kiedy zgodnie przytaknęli głową, ruszyli w kierunku skrzydła szpitalnego. Po około godzinie dołączyli również Remus, James i Syriusz. Wizyta nie trwała długo bo pani Poppy przegnała ich wszystkich około godziny siódmej tłumacząc, że pacjenci potrzebują spokoju.
Sama nie wiedziała jak to się stało, że Poppy pozwoliła jej opuścić skrzydło szpitalne.  Pamiętała, że twardo i nie ubłagalnie chodziła za pielęgniarką, aż do dwudziestej pierwszej błagając by pozwoliła jej wrócić do dormitorium. Koniec końców uzdrowicielka była już chyba poważnie zdenerwowana i  zmęczona więc przystała na jej propozycje. Lily jednak miała inne plany. Była już prawie północ a ona sama siedziała nad brzegiem jeziora. Piękny księżyc będący w pełni napełniał jej ciało spokojem i błogim lenistwem. Nie martwiła się tym, że Filch może ją przyłapać gdy będzie wracać. W końcu do czegoś były te przywileje prefektów. Uśmiechnęła się pod nosem. Tak, zdecydowanie Lily i Remus mieli bardzo dużo udogodnień związanych z  zajmowanym przez nich stanowisku. Po chwili usłyszała coś a uśmiech zniknął z jej twarzy. Mimo woli zbladła i ogarnęło ją przerażenie.- Pełnia.. - wyszeptała powoli odwracając się w stronę  postaci, która wydawała z siebie ciche powarkiwanie.
No i to na tyle moi kochani! Może nie najlepszej jakości ale jest. Następna notka w przeciągu 3-4 dni a może nawet już jutro.  :*
https://www.youtube.com/watch?v=gPDcwjJ8pLg

10.Każda ich własna intencja - operacja B.L.A.C.K cz.2

Miał już tego serdecznie dość. Cała sytuacja była nie zrozumiała dla niego. Nie wiedział praktycznie nic. Nie wiedział jaki dziś dzień, ile tu już jest, gdzie tak w ogóle jest i jak się tu znalazł. Tak bardzo chciał, żeby Łapcia, Remus czy nawet Glizdek byli obok. Głucha cisza i białe ściany doprowadzały go do szaleństwa. Nie raz próbował się ruszyć czy coś powiedzieć jednak z marnym skutkiem.
Właśnie zaczął się zastanawiać czy jego ukochana rudowłosa przypadkiem nie umiera z tęsknoty gdy nagle uderzył go natłok wspomnień. W jednej sekundzie przez jego głowę zaczęły przewijać sie sceny, których chyba jednak wolał nie pamiętać. Jego serce zaczęło mocniej bić. Nie ze smutku czy żalu. Był wściekły. Jak mógł przegrać z kimś kto nawet w połowie nie jest taki jak on."Pewnie dlatego go wybrała" jakiś cichy głosik podpowiedział mu. Był gotowy rozpocząć wojnę z własnymi myślami gdy rozległ się cichy szczek i w śnieżnobiałej ścianie zaczął pojawiać się kształt link który przemienił się w kontury drzwi. James nie widział dokładnie kto przyszedł i poco ale był wdzięczny że ktokolwiek był tak uprzejmy i przerwał tą monotonie. Nie trwało długo gdy usłyszał stanowczy głos swego przyjaciela i wystraszony ale jakże buntowniczo nastawiony głos Poppy, szkolnej pielęgniarki.
     Biegła tak szybko jak tylko mogła. Nie zwracała nawet uwagi na ciernie, które kaleczyły jej półnagie ciało. Pragnęła by to wszystko się już skończyło. Kolejny krzak z długimi kolcami sprawił że zawyła z bólu, jednak się nie zatrzymała, wiedziała że są już blisko i jeżeli teraz się zatrzyma to już po niej. Rozpędzona nie zauważyła, że znajdowała się na wzniesieniu a właśnie zbliżała się do jego zbocza. Mokra trawa sprawiła, że straciła równowagę i turlając się w dół porządnie pokaleczyła sobie bose stopy. Łapiąc za jakąś wystającą gałąź zdążyła się zatrzymać by nie uderzyć o wielkie drzewo. Powoli wstała i rozejrzała się. Słyszała krzyki a różnokolorowe światła zmierzały ku niej. Znów zerwała się do biegu. Po pięciu minutach szybkiego sprintu wybiegła na polanę.
- Cholera! Tu mnie łatwo zauważą. - jednak nie zatrzymała się. Jej nadzieją stała się niewielka chatka, którą spostrzegła. Nie trwało to długo kiedy do niej dotarła. Poranionymi pięściami zaczęła nawalać w drzwi. Kiedy nikt jej nie odpowiedział postanowiła wejść mimo wszystko. Zamykając drzwi niebieskie światło ugodziło ją a po chwili po jej policzku zaczęła spływać cienka strużka krwi. Nie miała za wiele czasu. Wiedzieli gdzie jest. Spanikowanym wzrokiem omiotła pomieszczenie. Znalazła coś czego w życiu by się nie spodziewała po chatce drwala( a przynajmniej tak uważała, że należy do drwala). Proszek Fiu. Bez większego namysłu podeszła do małego garnuszka i chwyciła garść. Zaraz obok znajdował się kominek do którego niemal wbiegła. Niewielkie drzwi chatki roztworzyły się z hukiem.
- Dziurawy kocioł! - krzyknęła w czasie gdy bladozielony płomień mknął ku niej.

-Ed! Eddy! No rusz się i przyjdź tu!EDDY! I przynieś jakiś koc!  -  starsza kobieta pochyliła się nad przemarzniętym i poranionym ciałem rudowłosej dziewczyny. - Kochaniutka słyszysz mnie? Jak masz na imię?
- Lilyanne.
- Ach Lily tak? Mogę tak mówić?
- Proszę bardzo - mówiła ledwo dosłyszalnym głosem. - A pani?
- Ja jestem Rose. Właściciel Dziurawego kotła. - Uśmiechnęła się. Do pomieszczenia wszedł  niewysoki mężczyzna w którym Lily rozpoznała barmana jakiego miała szczęście poznać gdy po raz pierwszy wybrała się na zakupy na Pokątną.
- Ed szybciej bo zaraz nam zamarznie!
- Już, już - barman rozpromienił się na widok rudowłosej - A panienka to nie powinna być teraz w szkole?
- Ile ja bym oddała by tam być - Lili też zdobyła się na lekki uśmiech. Przy asekuracji Ed'a usiadła na niewysokiej kanapie i opatuliła się kocem.
- Tak więc Lily, co się stało że wyglądasz tak okropnie. - Rose przysiadła obok niej podając jej kubek z jakimś gorącym naparem. Dziewczyna zastygła w bezruchu. Przypomniało jej się dlaczego tu jest.
- To była pułapka! Ja nie wiedziałam! Oni wszyscy są otruci!- mówiła jak z automatu a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Dopiero teraz gdy stres zszedł z niej zauważyła jak bardzo jest zmęczona i jak bardzo ją wszystko boli.
- Kochanie ale spokojnie - Rose przytuliła dziewczynę do siebie. - Powoli i bez nerwów opowiedz dokładnie co się stało.
Ruda wtuliła się mocno w ramiona kobiety. Przez chwilę nawet uważała, że to jej matka ale wszystko to było spowodowane perfumami, których również używała jej rodzicielka. Kiedy w końcu lekko się odsuneła wzięła głęboki oddech i wszystko opowiedziała. Mówiła o Dave'ie ,który zauroczył ją swoją osobą, któremu tak ufała a okazał się zwykłą szują, poplecznikiem Voldemorta. Wspomniała o spotkaniu z Sami Wiecie Kim i o tym jak uciekała przed śmierciożercami.
- Jednego nie rozumiem.. Jak znalazłaś się w tym lesie? - Ed wydawał się być zaintrygowany tą sprawą.
- Jak już wspomniałam Dave miał nade mną kontrolę. Jak głupia dałam się podejść. Mówił mi czułe słówka i pochlebiał. Któregoś wieczoru zaprosił mnie na wieczorny piknik a ja się zgodziłam. Szliśmy w stronę Zakazanego Lasu. Ja nie chciałam tam wejść ale Dave mówił z takim przekonaniem, że nic nam nie będzie, i że zna ten las jak własną kieszeń, że dałam się namówić. Znaleźliśmy się na polanie. Było miło. Przyniósł jakieś słodycze a ja spróbowałam ich. Zaczęło mi się robić słabo i zemdlałam, a jak się obudziłam to leżałam na zimnej glebie gdzieś w jakiejś grocie. Nie miałam przy sobie ani różdżki ani jakiegokolwiek przedmiotu który by mi wtedy pomógł.
- Czyli to ten drań tak cię załatwił? Ech gdybym go dorwał!
- Ed uspokój się i idź wysłać sowę do Dumbledore'a - Rose pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Potem było tylko gorzej.. Ale nie chcę o tym mówić. - Ruda pokładała się ze zmęczenia.
- Rozumiem kochanie. Połóż się tu a jutro przybędzie po ciebie dyrektor. - kobieta pomogła Lily ułożyć się i ucałowała ją w czoło. - Śpij dobrze.
- Rogaś!! Stary jeszcze nigdy nie sądziłem, że będę się tak cieszyć na twój widok! - Syriusz podbiegł do Jamesa i zaczął odpinać pasy którymi był przypięty do łóżka.
- To dlatego nie mogłem się ruszyć - wychrypiał.
- Taa przypieli cię tym jak jeszcze leżałeś na sali bo mocno wierzgałeś. - Łapa pomógł przyjacielowi przyjąć pozycję siedzącą. - Ta wredna pielęgniarka nie pozwoliła nam ciebie odwiedzać. Nikomu nie pozwoliła!Porąbana jakaś!
- Jestem w skrzydle szpitalnym? I jak długo? - James próbował sobie wszystko poukładać w głowie.
- Z tydzień będzie. Dokładniej jesteś w S.P.D.N.P.R - zachichotał.
- S.P.D.N.P.R? A co to? - zdziwił się Rogacz.
- Specjalne Pomieszczenie Dla Niezrównoważonego Psychicznie Rogasia! - Black roześmiał się na głos przez co zarobił kuksańca w bok.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę bardzo! - udał obrażonego. - Czemu tu jestem?
- Bo padłeś jak długi.
- Jaśniej?
- Kojarzysz tego krukona co się z rudą zaczął bujać?
- Kto ja kto ale myślałem, że chociaż ty mi tego nie będziesz wypominać..
- Och nie o to chodzi Bambi!
- Bambi?
- Cieszę się że wróciłeś do zdrowia - Black wyszczerzył się w szczerym uśmiechu za co ponownie zarobił.
- Ta ja też. Tak więc co z tym całym Dave'em?
- Okazało się, że to jeden z przyjaciół Smarka
- Przecież nie trzymali się razem
- Och nie o to chodzi. 
- A o co?- Rogacz już trochę się zirytował.
- A o to że to Śmierciojadek!
- Że co?! - James wydarł się na całe gardło.
- Panie Black chyba jednak będzie pan musiał opuścić to pomieszczenie. Panu Potterowi nie wolno się denerwować. -  niewiadomo skąd przy łóżku pojawiła się Poppy.
- Co? O nie! Ja nie zamierzam znowu być sam przez tyle czasu! - James zaczął się sprzeciwiać.
- Niech się Pan uspokoi a pozwolę zostać tu pana przyjacielowi.
- Dobrze już dobrze będę spokojny. Po tych słowach Poppy znowu opuściła pomieszczenie.
- Gadaj jak jeden mąż co z nim! - James złapał Syriusza za krawat. - Czy z Lily wszystko w porządku?
- Stary uspokój się! Nic jej nie grozi- Rogacz odetchnął z ulgą. - Już nic jej nie grozi.
- Jak to JUŻ? - okularnik ledwo złapał oddech.
-No bo nie było jej w szkole przez prawie tydzień. Dopiero dziś trafiła do skrzydła szpitalnego.- Syriusz widząc załamane spojrzenie przyjaciela dodał. - Ma się cudownie! Jak wszystko dobrze pójdzie może nawet jutro ją wypiszą.- Wiesz gdzie była?
- Mało mówi, a o tym już w ogóle mało wspomina. Cały czas powtarza jedno zdanie : Nie chcę o ty rozmawiać. I non stop przeprasza nas za to że przez nią o mało wszyscy się nie potruli.
- Potruli?
- Tak. Ten znicz którego miałeś w ręcę, miał taką małą igiełkę z trucizną. Było tego więcej przygotowanego. Na mnie, Remusa, Dor i w ogóle na nas wszystkich. Ale tylko ty i Ann oberwaliście. Z tego co mówił Dumbledore miało to odwrócić uwagę by spokojnie móc wyprowadzić Rudą z zamku. No i żebyś przypadkiem nie chciał się wtrącić w ich "randkę".
- Rozumiem - James'owi przed oczyma ukazał się obraz tamtego popołudnia kiedy zauważył, że Lily zwróciła jego prezent. - Jak ja mogłem dać się tak wrobić! Porwali Lilusię a ja sobie tu leżałem jak ten gumochłon!
W sali zapanowała głucha cisza. Żaden z przyjaciół nie był wstanie się odezwać. Po dość długiej chwili do pomieszczenia wtargnęła Poppy.
- Na dziś koniec odwiedzin!
- Ale..
- Nie ma żadnego ale Panie Black. Do widzenia!
Syriusz pod naciskiem pielęgniarki opuścił izolatkę i udał się do biblioteki z myślą, że znajdzie tam Remusa.
Dorcas i Ann siedziały poddenerwowane na kamiennych schodach prowadzących na jakieś półpiętro. Nie obchodziło je za bardzo gdzie są i że za nie długo zacznie się cisza nocna. Czekały na jakiekolwiek wieści o Jamesie lub Lily. Kiedy tylko zobaczyły kontury Syriusza zbliżającego się w ich stronę zerwały się do biegu i momentalnie na niego naskoczyły.
- I co??
-Co z nimi?
-No mów że wreszcie - Dziewczyny nie dawały dojść do głosu nieco zmieszanemu Black'owi
- Z Lilką nie jest zbyt dobrze. Szczerze mówiąc nie gadałem z nią ale słyszałem jak Poppy z nią rozmawiała. Co do James'a już się wybudził i ma się nieźle..
Dziewczyny odetchnęły z lekką ulgą lecz nadal były smutne i zrozpaczone. Dalej idąc kierowali się wszyscy do Biblioteki.
- Nawet nie wiecie jak się czuję po dzisiejszym widzeniu z Rogaczem. - Krótkie milczenie przerwał Syriusz. - Musiałem mu nakłamać! Że z nią jest dobrze i w ogóle. Przecież on by wpadł w depresję. Zrobiłoby się z nim gorzej. Ja tego nie chciałem i skłamałem.. Okłamałem swojego przyjaciela. Swojego najlepszego przyjaciela.
- Ale zrobiłeś to w słusznej sprawie Łapciu. Na pewno nie będzie miał ci tego za złe. - Dor delikatnie przytuliła Blacka i uśmiechnęła się promieniście. - No nic moi drodzy! Potter niedługo powróci więc trzeba zaplanować imprezkę!
O tak. Imprezy o był żywioł Syriusza. Nic więc dziwnego że momentalnie się rozchmurzył i wszyscy zgodnie pobiegli szukać Remusa i Petera.
- Pani Poppy?
- Tak złociutka?
- Jak się ma Potter?
- Och pan Potter ma się bardzo dobrze. Myślę, że jutro go wypiszę.
- A co z Ann?
- Panna Ann opuściła skrzydło szpitalne już trzy dni temu.
- A ja?
- Co ty?
- Kiedy ja zostanę wpisana?
- Jak dojdziesz do siebie panno Evans. Proszę teraz odpoczywać.
- To wszystko przeze mnie!Naiwna! Gdybym się nie zauroczyła było by dobrze i nikt nie leżał by tu! - Lily zaniosła się płaczem.
- Proszę nie być taką pesymistką. Widocznie tak musiało być. Na szczęści pan Black w miarę szybko zareagował i nie doszło do większej tragedii.
- Zareagował?
- Tak. Bardzo się zdenerwował kiedy jego przyjaciel stracił przytomność. Od razu zaczął poszukiwać przyczyny i znalazł. Znalazł wszystkie. Dzięki temu dowiedzieliśmy się co takiego otrzymali poszkodowani i i profesor Slughorn mógł przygotować antidotum. Niesamowicie mocno przeżywał nieobecność pana Potter'a. Razem z panem Lupinem zaczęli również szukać i ciebie. Dostarczyli bardzo dużo informacji na temat twojego możliwego pobytu .
- Black pomagał? Niemożliwe - delikatny uśmiech zagościł na twarzy rudej.
-Twierdził, że właśnie to należy do jego obowiązku.
Tak, tak wiem mało jasne i pokręcone ale wytrwali już w następnej notce dowiedzą się : Jak się zmienią relacje Lily i Jamesa, czemu akurat Lily została porwana i wiele wiele więcej. Strasznie dużo dialogów. Staram się je ograniczać ale przychodzi mi to z trudnością bo po prostu je kocham. Przepraszam również, że tak późno dodaję wpis i za błędy. Mam nadzieję, że wam się spodobało.

9. Każda ich własna intencja - operacja B.L.A.C.K cz.1

Dzieeeń Dobry moi mili! Mamy 16:25 <wtorek> a ja zabieram się za pisanie! Mam pewien pomysł co do tej notki i mam nadzieję, że rozjaśni ona to co niejasne :D
Notka jest dedykowana Sky Guardian, która również miała udzielać się na blogu jednak nie ma zbytnio czasu ponieważ kursuje miedzy szkołami < dom – szkoła -muzyczna-dom – itd.> No to jedziemy!
Promienie słoneczne lekko muskały jego bladą twarz. Starał się jak tylko mógł by wyłapać jak najwięcej witaminy D, która na pewno przyda mu się przy pełnii. Przymróżył delikatnie oczy i wysunął twarz jeszcze wyżej. Jakże cudownie było mu tak troszkę poleniuchować na błoniach. Już jakąś godzinkę temu wykradł się niepostrzeżenie z dormitorium i prawie biegnąc udał się nad jezioro. Wyczarował sobie niewielki granatowy kocyk i rozłożył sie na nim wygodnie.
Mimo iż był dopiero pierwszy tydzień nauki, miał już dość ślęczenia nad książkami, odrabiania prac domowych czy ćwiczenia zaklęć. Wkurzało go ciągłe przekrzykiwanie się trójkąta P.E.B <Potter-Evans-Black> , natarczywe mlaskanie i chrupanie Petera czy Dorcas opowiadająca o swoich planach na przyszłość. Ostanio zrobił się naprawdę wrażliwy na dźwięki. Nawet w nocy kiedy słyszy pohukiwanie sów, przekręca się z boku na bok i zakrywa twarz poduszką.Wiedział jedno. Pełnia już blisko.
Pogrążony w swoich rozmyśleniach nawet nie zauważył jak pewna brązowo włosa osóbka bezszelestnie wkradła mu się na jego kocyk.
- Lubisz słońce?
- Hmm? - uniósł lekko powiekę prawego oka i odwrócił się w stronę dziewczyny. - Ach to ty Dorcas. Taaak. Uwielbiam słoneczko.
Medowes cichutko zachichotała kiedy Lupin delikatnie zamruczał po wypowiedzeniu ostatniego zdania.
- Coś cię tu sprowadza Dor?
- Szczerze?
- Yhym
- To nie – pokazała mu język.
- Tak też myślałem.
- A ty? Co ty tu robisz?
- Odpoczywam.
- Remus?
- Tak?
- To już niedługo prawda?
- Taaa – nie było dla niego dziwnym, że Dor wie o czym teraz myśli. Lily o jego przypadku dowiedziała się już na początku pierwszej klasy. James, Syriusz i Peter nieco później bo domyślili się dopiero pod koniec pierwszego semestru trzeciej klasy, a Dorcas i Ann zaraz po świętach. Nie czuł się z tym dobrze. Miał nadzieję, że to nigdy nie wyjdzie na jaw. Bał się, że go odrzucą i mimo, że nikt się od niego nie odwrócił to i tak nadal się bał. Nienawidził nocnych wypraw z Rogasiem, Łapcią i Glizdkiem. Zawsze byłą z nim ta jedna okropna myśl. Tak bardzo nie chciał zrobić im krzywdy. Jednak nie dane mu było przechodzić przemianę w samotności bo jeśli chodzi o przyjaźń, Huncwoci są uparci jak diabli.
- LUNIO!!!!!!!! - po błoniach rozległ się donośny głos Blacka. - LUUUUUUNIO!!!!!
- Ech.. na mnie już pora – Lupin wstał i poprawił swoją koszulę. Widząc przyjaciela machnął w jego stronę i rzucając krótkie cześć do Dor odszedł.
Black biegł jak oszalały. Miał ochotę nawrzeszczeć na swojego przyjaciela za to że nic mu nie powiedział. Za to że nie powiedział żadnemu z trójki przyjaciół.
- Łapciu co się dzieje? Wyglądasz jakbyś uciekał przed trollem górskim – zaśmiał się Lupin.
- TY! JAK MOGŁEŚ NAM NIC NIE POWIEDZIEĆ?!
- Ale że o co chodzi?
- O CO CHODZI?! O PRYWATNE GIMNAZJUM W LONDYNIE!
- Eee.. Syriuszu ale spokojnie.
- Spokojnie?! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Miesiąc bez jednej czwartej Huncwotów? Nie no wybacz! Bez jednej drugiej no bo jak Ruda wyjedzie to Jim oszaleje! - powoli się uspokajał.
- Oj nie dramatyzuj Black..
- Nie dramatyzuj? Czyli mam rozumieć, że ty z wielką chęcią podchodzisz do tego projektu z mugoloznastwa?
- Można tak powiedzieć. To będzie ciekawa przygoda! Zawsze chciałem zobaczyć co ci mugole mają do Matematyki i czym jest ten Wyfy. - Remus zauważył, że Łapa nie wie jednak wszystkiego więc postanowił się nie zdradzać.
- No pięknie! Przecież ja sie tu zanudzę! Stracimy nasz mózg! Nasze centrum dowodzenia! Nasze guru! - Syriusz załamał ręce. - A tak a propo to się chyba mówi wuef a nie wyfy.. A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Faktycznie – Lunatyk udał zamyślonego po czym roześmiał się serdecznie. - No ale zanim wyjedziemy mamy mnóstwo czasu! Wiesz co to oznacza?
Black zdążył tylko zauważyć delikatny błysk w oku przyjaciela ale to mu wystarczyło. Jego usta natychmiast przybrały kształt szerokiego uśmiechu i bez słowa podążył za Lupinem do zamku.
- Lily! Lily! - odwróciła się na dźwięk swojego imienia i zobaczyła przed sobą uśmiechającego się do niej Krukona. - Ale ty szybko chodzisz. Biegnę tak za tobą już od Lochów! Coś taka zamyślona?
- Och cześć Dave! Wybacz nie słyszałam cię. - zarumieniła się lekko.- Tak jakoś myślę o tym całym "projekcie".
- Hmm ja myślę, że to będzie ciekawa przygoda.
- A ja nie.
- Dlaczego? Tyle tam ciekawych rzeczy! Chciałbym zobaczyć choć połowę tych przedmiotów, o których słyszałem na mugoloznastwie!
- Jesteś czystej krwi prawda?
- Tak, a co?
- Właśnie widać. Ja nienawidzę mugolskiej szkoły! Jest okropnie nudna. Nie ma magii!
- A tak na prawdę o o co chodzi? - przystanęli przy szerokim parapecie. Ruda spojrzała na niego zdziwiona. - Nie mów, że chodzi tu o brak magii bo wiem iż jesteś mugolakiem i każde wakacje spędzasz bez niej.
- Aż tak to widać?
- Tak.
- Ech.. no bo ta szkoła.. No bo jak chodziłam do mugolskiej podstawówki to miałam taką dziwną klasę. Bardzo jej nie lubiłam.
- Co to podstawówka?
- To taka szkoła do której chodzi się w wieku od 7 do 12 lat a potem jest właśnie gimnazjum i średnia.
- Ech ja bym nie wytrzymał.. Tyle nauki! Przez tyle lat! - wzdrygnął się na samą myśl.- A co ma ta klasa ma do tego projektu?
- No bo gimnazjum do którego mamy iść to jest dokładnie to samo do którego miałam iść po skończeniu podstawówki. Tam będzie połowa mojej starej klasy! Zawsze uważali mnie za odmieńca! No i będzie fizyka.. - posmutniała kiedy uświadomiła sobie jak bardzo Petunia kiedyś narzekała na ten przedmiot.
- Co to fizyka?
- To taki przedmiot w szkole
-Aaa.. A o czym się tam mówi?
- Szczerze – spojrzała na niego zakłopotana.Kiwnął głową. - To ja ee.. no nie wiem, w szkole podstawowej nie ma tego.
- To czemu na nią narzekasz? - roześmiał się serdecznie.
- Bo dużo o niej słyszałam. - szepnęła. - Sporo nieprzyjemnych epitetów.
- A ja myślę, że byś sobie z nią poradziła.
- Doprawdy?
- Przecież jesteś jedną z najlepszych uczennic. - puścił jej oczko. - Dlatego zostałaś wybrana.
- Wiesz ja nadal nie popieram tego pomysłu. Nie dziwię się dlaczego McGonagall tak zareagowała. Szczerze mówiąc trochę się boję, że sobie nie poradzę. Posiadam wiedzę książkową a nie praktyczną.
- Och daj spokój! - oburzył się nie na żarty. - Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś znał tak wiele zaklęć i potrafił nimi tak świetnie operować!
- Obserwujesz mnie?
- Zawsze i wszędzie – wyszczerzył w jej stronę zęby. - Chociaż muszę przyznać, że dostałaś chyba najtrudniejsze zadanie.
- I dlatego się martwię, że sobie nie poradzę..
- Lily! Na Merlina! Poradzisz sobie musisz tylko.. NO i chciałem zapytać czy do tego eliksiru dodaje się 1 kroplę łzy ropuchy czy 1,5 – Dave nagle zmienił tonację głosu i sens zdania tak, że Lily spojrzała na niego jak na idiotę. Po chwili jednak zorientowała się o co chodzi bo poczuła jak ktoś od tyłu oplata ją rękoma w pasie i przyciąga do siebie.
- Lily, kochanie nie wiedziałem, że udzielasz korepetycji. - Potter ledwo zdążył złożyć na jej policzku pocałunek gdy ta wyrwała się z uścisku.
- Potter do licha co ty wyprawiasz?! - wydarła się na niego pocierając rękawem miejsce na skórze, które musną wargami. - Czy tu już do reszty oszalałeś?
- Na twoim punkcie, owszem. - posłał jej swój najbardziej zniewalający uśmiech.
- Czegoś chcesz czy po prostu przyszedłeś wyczerpać swój dzienny limit denerwowania mnie?
- Hmm.. myślę, że po prostu zaniepokoił mnie fakt iż kręci się koło Ciebie jakiś obcy mężczyzna. - posłał Dave'owi mordercze spojrzenie. - Jeszcze zacząłby mi się do ciebie dobierać słonko i co to by było?
- Potter! Błagam daj mi spokój! Nie jesteśmy razem! Ja nawet cię nie lubię. - jęknęła.
- Wybacz ee.. Potter tak? Mógłbyś nas tu na chwilkę samych zostawić? Mam sprawę do załatwienia. - Dave po krótkim czasie milczenia w końcu przemówił.
- Czy ty aby na pewno jesteś Krukonem? Słyszałem, że są najmądrzejsi i w ogóle. Czy ty jesteś na tyle głupi iż uważasz że zostawię Lilkę na twoją pastwę?
- Potter czy ty jesteś na tyle głuchy by nie usłyszeć, że nie jesteś tu potrzeby? - zirytowana Lily traciła nad sobą kontrolę. - Mógłbyś przestać się wchrzaniać w moje życie?! Jeszcze do piątej klasy jak cię mogę ale od kiedy zaczął się ten przeklęty piąty rok nie dajesz mi normalnie funkcjonować! Cały czas decydujesz z kim mogę rozmawiać a z kim nie, co mogę robić a co nie! A co najlepsze nawet tydzień nie minął! Błagam zajmij się sobą i daj mi spokój!
- Ale Lily..
- Nie! Pozwól mi wreszcie robić co zechcę i spotykać się z kim chcę! - Ruda wrzeszczała tak głośno, że zwróciła na siebie uwagę większości ludzi znajdującej się w pobliżu. - Odkąd pamiętam uprzykrzasz mi życie! A to jakieś porwania, wizyty w środku nocy, serenady na środku pokoju wspólnego! Kiedy w końcu do ciebie dotrze że nie będę kolejną z wielu!? Ja nie chcę przez ciebie cierpieć!
James w milczeniu obserwował jak na twarzy Lily robią się wielkie czerwone rumieńce. Pierwszy raz w życiu nie potrafił zareagować. Pierwszy raz nie mógł przywołać bezczelnego uśmieszku i jak gdyby nigdy nic zacząć się nabijać. Nie umiał. Patrzyli sobie prosto w oczy. On widział determinację, złość i nienawiść a ona.. smutek i żal? Nie, nie. Coś jej nie pasowało. Przecież James Potter nigdy nie jest przygnębiony. Czuła, że emocje z niej schodzą. Oczy się jej zaszkliły. Wyłapał to. "A jednak nie jestem dla niej taki obojętny". W głębi duszy uśmiechnął się. Kątem oka widział, triumf wymalowany na twarzy Dave'a.
- Odejdź proszę z mojego życia na zawsze.. - wyszeptała. James spuścił głowę. " Wcale tak nie myślisz Lily.. Ja to wiem". Drżącą dłonią chwyciła Dave'a za rękaw i pociągnęła w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Przekraczając drzwi usłyszała jeszcze:
- Hej Evans! - Lily wykonała krótki obrót i zobaczyła uśmiechniętą twarz Pottera. - Umówisz się ze mną?!
- Daj mi spokój! - odkrzyknęła i ze złością wpadła do WS. Jednak czy była prawdziwa. Odetchnęła w głębi duszy. Cieszyła się, że James nie wziął sobie jej słów do serca choć nie chciała się do tego przyznać. Coraz częściej przyłapywała się na tym, że żałowała tego co powiedziała. Nie wiedziała, że tym razem nie będzie inaczej.
Pełen agresji pchnął drzwi dormitorium. Był wściekły. Chciał coś rozwalić ale wszystko znajdujące się w pobliżu jego ręki już było rozwalone. Nie wiedział co z sobą zrobić. Nie potrafił dopuścić do siebie tej przeklętej informacji. Zgodziła się!
- Przecież ty go nawet nie znasz! - wrzeszczał robiąc kółka po pokoju. Nawet nie zauważył jak w przeciągu tych paru dni sytuacja nabrała tempa. Usiadłszy na skraju swojego łóżka zaczął układać sobie w głowie wszystkie sytuacje chronologicznie.
" Najpierw była ta uczta powitalna, grr już wtedy się do niej ślinił a ja głupi nie zareagowałem! Później to spotkanie po kolacji, jeden Merlin wie co tam się działo! Sobotnia randka.. Czemu ja nic o niej nie wiedziałem?! Rozmowa po eliksirach była tragiczna.. Ale czemu po tak krótkiej znajomości zgodziła się z nim być?!" James na wspomnienie dzisiejszej sytuacji przy obiedzie zrobił się czerwony.
- Co on ma czego ja nie mam?! - wykrzykując ostatnie słowa opadł bezwładnie na poduszkę. W milczeniu obserwował delikatne rysy na suficie. W jego głowie panowała pustka. Leżał tak ponad dwie godziny. Słysząc kroki na schodach prowadzących do dormitoriów chłopców podniósł się. " Hmm wszyscy są teraz na błoniach więc pewnie to Łapcia". Kątem oka zauważył znicz, który podarował kiedyś Lily w prezencie.
- Tss.. znalazła sobie adoratora to teraz ma mnie w dupie – warknął pod nosem i chwycił złotą piłeczkę. W momencie gdy ścisnął ją coś go zakuło i poczuł jak robi mu się słabo. Wypuszczając kulę z ręki zauważył wystającą z niej cieniutką igiełkę umorusaną jego krwią. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał była postać wystraszonego Syriusza wbiegającego do dormitorium.
Przepraszam za błędy ale pisane na szybko :* Lily x Dave