Miał już tego serdecznie dość. Cała sytuacja była nie zrozumiała dla niego. Nie wiedział praktycznie nic. Nie wiedział jaki dziś dzień, ile tu już jest, gdzie tak w ogóle jest i jak się tu znalazł. Tak bardzo chciał, żeby Łapcia, Remus czy nawet Glizdek byli obok. Głucha cisza i białe ściany doprowadzały go do szaleństwa. Nie raz próbował się ruszyć czy coś powiedzieć jednak z marnym skutkiem.
Właśnie zaczął się zastanawiać czy jego ukochana rudowłosa przypadkiem nie umiera z tęsknoty gdy nagle uderzył go natłok wspomnień. W jednej sekundzie przez jego głowę zaczęły przewijać sie sceny, których chyba jednak wolał nie pamiętać. Jego serce zaczęło mocniej bić. Nie ze smutku czy żalu. Był wściekły. Jak mógł przegrać z kimś kto nawet w połowie nie jest taki jak on."Pewnie dlatego go wybrała" jakiś cichy głosik podpowiedział mu. Był gotowy rozpocząć wojnę z własnymi myślami gdy rozległ się cichy szczek i w śnieżnobiałej ścianie zaczął pojawiać się kształt link który przemienił się w kontury drzwi. James nie widział dokładnie kto przyszedł i poco ale był wdzięczny że ktokolwiek był tak uprzejmy i przerwał tą monotonie. Nie trwało długo gdy usłyszał stanowczy głos swego przyjaciela i wystraszony ale jakże buntowniczo nastawiony głos Poppy, szkolnej pielęgniarki.
Właśnie zaczął się zastanawiać czy jego ukochana rudowłosa przypadkiem nie umiera z tęsknoty gdy nagle uderzył go natłok wspomnień. W jednej sekundzie przez jego głowę zaczęły przewijać sie sceny, których chyba jednak wolał nie pamiętać. Jego serce zaczęło mocniej bić. Nie ze smutku czy żalu. Był wściekły. Jak mógł przegrać z kimś kto nawet w połowie nie jest taki jak on."Pewnie dlatego go wybrała" jakiś cichy głosik podpowiedział mu. Był gotowy rozpocząć wojnę z własnymi myślami gdy rozległ się cichy szczek i w śnieżnobiałej ścianie zaczął pojawiać się kształt link który przemienił się w kontury drzwi. James nie widział dokładnie kto przyszedł i poco ale był wdzięczny że ktokolwiek był tak uprzejmy i przerwał tą monotonie. Nie trwało długo gdy usłyszał stanowczy głos swego przyjaciela i wystraszony ale jakże buntowniczo nastawiony głos Poppy, szkolnej pielęgniarki.
Biegła tak szybko jak tylko mogła. Nie zwracała nawet uwagi na ciernie, które kaleczyły jej półnagie ciało. Pragnęła by to wszystko się już skończyło. Kolejny krzak z długimi kolcami sprawił że zawyła z bólu, jednak się nie zatrzymała, wiedziała że są już blisko i jeżeli teraz się zatrzyma to już po niej. Rozpędzona nie zauważyła, że znajdowała się na wzniesieniu a właśnie zbliżała się do jego zbocza. Mokra trawa sprawiła, że straciła równowagę i turlając się w dół porządnie pokaleczyła sobie bose stopy. Łapiąc za jakąś wystającą gałąź zdążyła się zatrzymać by nie uderzyć o wielkie drzewo. Powoli wstała i rozejrzała się. Słyszała krzyki a różnokolorowe światła zmierzały ku niej. Znów zerwała się do biegu. Po pięciu minutach szybkiego sprintu wybiegła na polanę.
- Cholera! Tu mnie łatwo zauważą. - jednak nie zatrzymała się. Jej nadzieją stała się niewielka chatka, którą spostrzegła. Nie trwało to długo kiedy do niej dotarła. Poranionymi pięściami zaczęła nawalać w drzwi. Kiedy nikt jej nie odpowiedział postanowiła wejść mimo wszystko. Zamykając drzwi niebieskie światło ugodziło ją a po chwili po jej policzku zaczęła spływać cienka strużka krwi. Nie miała za wiele czasu. Wiedzieli gdzie jest. Spanikowanym wzrokiem omiotła pomieszczenie. Znalazła coś czego w życiu by się nie spodziewała po chatce drwala( a przynajmniej tak uważała, że należy do drwala). Proszek Fiu. Bez większego namysłu podeszła do małego garnuszka i chwyciła garść. Zaraz obok znajdował się kominek do którego niemal wbiegła. Niewielkie drzwi chatki roztworzyły się z hukiem.
- Dziurawy kocioł! - krzyknęła w czasie gdy bladozielony płomień mknął ku niej.
- Cholera! Tu mnie łatwo zauważą. - jednak nie zatrzymała się. Jej nadzieją stała się niewielka chatka, którą spostrzegła. Nie trwało to długo kiedy do niej dotarła. Poranionymi pięściami zaczęła nawalać w drzwi. Kiedy nikt jej nie odpowiedział postanowiła wejść mimo wszystko. Zamykając drzwi niebieskie światło ugodziło ją a po chwili po jej policzku zaczęła spływać cienka strużka krwi. Nie miała za wiele czasu. Wiedzieli gdzie jest. Spanikowanym wzrokiem omiotła pomieszczenie. Znalazła coś czego w życiu by się nie spodziewała po chatce drwala( a przynajmniej tak uważała, że należy do drwala). Proszek Fiu. Bez większego namysłu podeszła do małego garnuszka i chwyciła garść. Zaraz obok znajdował się kominek do którego niemal wbiegła. Niewielkie drzwi chatki roztworzyły się z hukiem.
- Dziurawy kocioł! - krzyknęła w czasie gdy bladozielony płomień mknął ku niej.
-Ed! Eddy! No rusz się i przyjdź tu!EDDY! I przynieś jakiś koc! - starsza kobieta pochyliła się nad przemarzniętym i poranionym ciałem rudowłosej dziewczyny. - Kochaniutka słyszysz mnie? Jak masz na imię?
- Lilyanne.
- Ach Lily tak? Mogę tak mówić?
- Proszę bardzo - mówiła ledwo dosłyszalnym głosem. - A pani?
- Ja jestem Rose. Właściciel Dziurawego kotła. - Uśmiechnęła się. Do pomieszczenia wszedł niewysoki mężczyzna w którym Lily rozpoznała barmana jakiego miała szczęście poznać gdy po raz pierwszy wybrała się na zakupy na Pokątną.
- Ed szybciej bo zaraz nam zamarznie!
- Już, już - barman rozpromienił się na widok rudowłosej - A panienka to nie powinna być teraz w szkole?
- Ile ja bym oddała by tam być - Lili też zdobyła się na lekki uśmiech. Przy asekuracji Ed'a usiadła na niewysokiej kanapie i opatuliła się kocem.
- Tak więc Lily, co się stało że wyglądasz tak okropnie. - Rose przysiadła obok niej podając jej kubek z jakimś gorącym naparem. Dziewczyna zastygła w bezruchu. Przypomniało jej się dlaczego tu jest.
- To była pułapka! Ja nie wiedziałam! Oni wszyscy są otruci!- mówiła jak z automatu a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Dopiero teraz gdy stres zszedł z niej zauważyła jak bardzo jest zmęczona i jak bardzo ją wszystko boli.
- Kochanie ale spokojnie - Rose przytuliła dziewczynę do siebie. - Powoli i bez nerwów opowiedz dokładnie co się stało.
Ruda wtuliła się mocno w ramiona kobiety. Przez chwilę nawet uważała, że to jej matka ale wszystko to było spowodowane perfumami, których również używała jej rodzicielka. Kiedy w końcu lekko się odsuneła wzięła głęboki oddech i wszystko opowiedziała. Mówiła o Dave'ie ,który zauroczył ją swoją osobą, któremu tak ufała a okazał się zwykłą szują, poplecznikiem Voldemorta. Wspomniała o spotkaniu z Sami Wiecie Kim i o tym jak uciekała przed śmierciożercami.
- Jednego nie rozumiem.. Jak znalazłaś się w tym lesie? - Ed wydawał się być zaintrygowany tą sprawą.
- Jak już wspomniałam Dave miał nade mną kontrolę. Jak głupia dałam się podejść. Mówił mi czułe słówka i pochlebiał. Któregoś wieczoru zaprosił mnie na wieczorny piknik a ja się zgodziłam. Szliśmy w stronę Zakazanego Lasu. Ja nie chciałam tam wejść ale Dave mówił z takim przekonaniem, że nic nam nie będzie, i że zna ten las jak własną kieszeń, że dałam się namówić. Znaleźliśmy się na polanie. Było miło. Przyniósł jakieś słodycze a ja spróbowałam ich. Zaczęło mi się robić słabo i zemdlałam, a jak się obudziłam to leżałam na zimnej glebie gdzieś w jakiejś grocie. Nie miałam przy sobie ani różdżki ani jakiegokolwiek przedmiotu który by mi wtedy pomógł.
- Czyli to ten drań tak cię załatwił? Ech gdybym go dorwał!
- Ed uspokój się i idź wysłać sowę do Dumbledore'a - Rose pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Potem było tylko gorzej.. Ale nie chcę o tym mówić. - Ruda pokładała się ze zmęczenia.
- Rozumiem kochanie. Połóż się tu a jutro przybędzie po ciebie dyrektor. - kobieta pomogła Lily ułożyć się i ucałowała ją w czoło. - Śpij dobrze.
- Lilyanne.
- Ach Lily tak? Mogę tak mówić?
- Proszę bardzo - mówiła ledwo dosłyszalnym głosem. - A pani?
- Ja jestem Rose. Właściciel Dziurawego kotła. - Uśmiechnęła się. Do pomieszczenia wszedł niewysoki mężczyzna w którym Lily rozpoznała barmana jakiego miała szczęście poznać gdy po raz pierwszy wybrała się na zakupy na Pokątną.
- Ed szybciej bo zaraz nam zamarznie!
- Już, już - barman rozpromienił się na widok rudowłosej - A panienka to nie powinna być teraz w szkole?
- Ile ja bym oddała by tam być - Lili też zdobyła się na lekki uśmiech. Przy asekuracji Ed'a usiadła na niewysokiej kanapie i opatuliła się kocem.
- Tak więc Lily, co się stało że wyglądasz tak okropnie. - Rose przysiadła obok niej podając jej kubek z jakimś gorącym naparem. Dziewczyna zastygła w bezruchu. Przypomniało jej się dlaczego tu jest.
- To była pułapka! Ja nie wiedziałam! Oni wszyscy są otruci!- mówiła jak z automatu a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Dopiero teraz gdy stres zszedł z niej zauważyła jak bardzo jest zmęczona i jak bardzo ją wszystko boli.
- Kochanie ale spokojnie - Rose przytuliła dziewczynę do siebie. - Powoli i bez nerwów opowiedz dokładnie co się stało.
Ruda wtuliła się mocno w ramiona kobiety. Przez chwilę nawet uważała, że to jej matka ale wszystko to było spowodowane perfumami, których również używała jej rodzicielka. Kiedy w końcu lekko się odsuneła wzięła głęboki oddech i wszystko opowiedziała. Mówiła o Dave'ie ,który zauroczył ją swoją osobą, któremu tak ufała a okazał się zwykłą szują, poplecznikiem Voldemorta. Wspomniała o spotkaniu z Sami Wiecie Kim i o tym jak uciekała przed śmierciożercami.
- Jednego nie rozumiem.. Jak znalazłaś się w tym lesie? - Ed wydawał się być zaintrygowany tą sprawą.
- Jak już wspomniałam Dave miał nade mną kontrolę. Jak głupia dałam się podejść. Mówił mi czułe słówka i pochlebiał. Któregoś wieczoru zaprosił mnie na wieczorny piknik a ja się zgodziłam. Szliśmy w stronę Zakazanego Lasu. Ja nie chciałam tam wejść ale Dave mówił z takim przekonaniem, że nic nam nie będzie, i że zna ten las jak własną kieszeń, że dałam się namówić. Znaleźliśmy się na polanie. Było miło. Przyniósł jakieś słodycze a ja spróbowałam ich. Zaczęło mi się robić słabo i zemdlałam, a jak się obudziłam to leżałam na zimnej glebie gdzieś w jakiejś grocie. Nie miałam przy sobie ani różdżki ani jakiegokolwiek przedmiotu który by mi wtedy pomógł.
- Czyli to ten drań tak cię załatwił? Ech gdybym go dorwał!
- Ed uspokój się i idź wysłać sowę do Dumbledore'a - Rose pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Potem było tylko gorzej.. Ale nie chcę o tym mówić. - Ruda pokładała się ze zmęczenia.
- Rozumiem kochanie. Połóż się tu a jutro przybędzie po ciebie dyrektor. - kobieta pomogła Lily ułożyć się i ucałowała ją w czoło. - Śpij dobrze.
- Rogaś!! Stary jeszcze nigdy nie sądziłem, że będę się tak cieszyć na twój widok! - Syriusz podbiegł do Jamesa i zaczął odpinać pasy którymi był przypięty do łóżka.
- To dlatego nie mogłem się ruszyć - wychrypiał.
- Taa przypieli cię tym jak jeszcze leżałeś na sali bo mocno wierzgałeś. - Łapa pomógł przyjacielowi przyjąć pozycję siedzącą. - Ta wredna pielęgniarka nie pozwoliła nam ciebie odwiedzać. Nikomu nie pozwoliła!Porąbana jakaś!
- Jestem w skrzydle szpitalnym? I jak długo? - James próbował sobie wszystko poukładać w głowie.
- Z tydzień będzie. Dokładniej jesteś w S.P.D.N.P.R - zachichotał.
- S.P.D.N.P.R? A co to? - zdziwił się Rogacz.
- Specjalne Pomieszczenie Dla Niezrównoważonego Psychicznie Rogasia! - Black roześmiał się na głos przez co zarobił kuksańca w bok.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę bardzo! - udał obrażonego. - Czemu tu jestem?
- Bo padłeś jak długi.
- Jaśniej?
- Kojarzysz tego krukona co się z rudą zaczął bujać?
- Kto ja kto ale myślałem, że chociaż ty mi tego nie będziesz wypominać..
- Och nie o to chodzi Bambi!
- Bambi?
- Cieszę się że wróciłeś do zdrowia - Black wyszczerzył się w szczerym uśmiechu za co ponownie zarobił.
- Ta ja też. Tak więc co z tym całym Dave'em?
- Okazało się, że to jeden z przyjaciół Smarka
- Przecież nie trzymali się razem
- Och nie o to chodzi.
- A o co?- Rogacz już trochę się zirytował.
- A o to że to Śmierciojadek!
- Że co?! - James wydarł się na całe gardło.
- Panie Black chyba jednak będzie pan musiał opuścić to pomieszczenie. Panu Potterowi nie wolno się denerwować. - niewiadomo skąd przy łóżku pojawiła się Poppy.
- Co? O nie! Ja nie zamierzam znowu być sam przez tyle czasu! - James zaczął się sprzeciwiać.
- Niech się Pan uspokoi a pozwolę zostać tu pana przyjacielowi.
- Dobrze już dobrze będę spokojny. Po tych słowach Poppy znowu opuściła pomieszczenie.
- Gadaj jak jeden mąż co z nim! - James złapał Syriusza za krawat. - Czy z Lily wszystko w porządku?
- Stary uspokój się! Nic jej nie grozi- Rogacz odetchnął z ulgą. - Już nic jej nie grozi.
- Jak to JUŻ? - okularnik ledwo złapał oddech.
-No bo nie było jej w szkole przez prawie tydzień. Dopiero dziś trafiła do skrzydła szpitalnego.- Syriusz widząc załamane spojrzenie przyjaciela dodał. - Ma się cudownie! Jak wszystko dobrze pójdzie może nawet jutro ją wypiszą.- Wiesz gdzie była?
- Mało mówi, a o tym już w ogóle mało wspomina. Cały czas powtarza jedno zdanie : Nie chcę o ty rozmawiać. I non stop przeprasza nas za to że przez nią o mało wszyscy się nie potruli.
- Potruli?
- Tak. Ten znicz którego miałeś w ręcę, miał taką małą igiełkę z trucizną. Było tego więcej przygotowanego. Na mnie, Remusa, Dor i w ogóle na nas wszystkich. Ale tylko ty i Ann oberwaliście. Z tego co mówił Dumbledore miało to odwrócić uwagę by spokojnie móc wyprowadzić Rudą z zamku. No i żebyś przypadkiem nie chciał się wtrącić w ich "randkę".
- Rozumiem - James'owi przed oczyma ukazał się obraz tamtego popołudnia kiedy zauważył, że Lily zwróciła jego prezent. - Jak ja mogłem dać się tak wrobić! Porwali Lilusię a ja sobie tu leżałem jak ten gumochłon!
W sali zapanowała głucha cisza. Żaden z przyjaciół nie był wstanie się odezwać. Po dość długiej chwili do pomieszczenia wtargnęła Poppy.
- Na dziś koniec odwiedzin!
- Ale..
- Nie ma żadnego ale Panie Black. Do widzenia!
Syriusz pod naciskiem pielęgniarki opuścił izolatkę i udał się do biblioteki z myślą, że znajdzie tam Remusa.
- To dlatego nie mogłem się ruszyć - wychrypiał.
- Taa przypieli cię tym jak jeszcze leżałeś na sali bo mocno wierzgałeś. - Łapa pomógł przyjacielowi przyjąć pozycję siedzącą. - Ta wredna pielęgniarka nie pozwoliła nam ciebie odwiedzać. Nikomu nie pozwoliła!Porąbana jakaś!
- Jestem w skrzydle szpitalnym? I jak długo? - James próbował sobie wszystko poukładać w głowie.
- Z tydzień będzie. Dokładniej jesteś w S.P.D.N.P.R - zachichotał.
- S.P.D.N.P.R? A co to? - zdziwił się Rogacz.
- Specjalne Pomieszczenie Dla Niezrównoważonego Psychicznie Rogasia! - Black roześmiał się na głos przez co zarobił kuksańca w bok.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę bardzo! - udał obrażonego. - Czemu tu jestem?
- Bo padłeś jak długi.
- Jaśniej?
- Kojarzysz tego krukona co się z rudą zaczął bujać?
- Kto ja kto ale myślałem, że chociaż ty mi tego nie będziesz wypominać..
- Och nie o to chodzi Bambi!
- Bambi?
- Cieszę się że wróciłeś do zdrowia - Black wyszczerzył się w szczerym uśmiechu za co ponownie zarobił.
- Ta ja też. Tak więc co z tym całym Dave'em?
- Okazało się, że to jeden z przyjaciół Smarka
- Przecież nie trzymali się razem
- Och nie o to chodzi.
- A o co?- Rogacz już trochę się zirytował.
- A o to że to Śmierciojadek!
- Że co?! - James wydarł się na całe gardło.
- Panie Black chyba jednak będzie pan musiał opuścić to pomieszczenie. Panu Potterowi nie wolno się denerwować. - niewiadomo skąd przy łóżku pojawiła się Poppy.
- Co? O nie! Ja nie zamierzam znowu być sam przez tyle czasu! - James zaczął się sprzeciwiać.
- Niech się Pan uspokoi a pozwolę zostać tu pana przyjacielowi.
- Dobrze już dobrze będę spokojny. Po tych słowach Poppy znowu opuściła pomieszczenie.
- Gadaj jak jeden mąż co z nim! - James złapał Syriusza za krawat. - Czy z Lily wszystko w porządku?
- Stary uspokój się! Nic jej nie grozi- Rogacz odetchnął z ulgą. - Już nic jej nie grozi.
- Jak to JUŻ? - okularnik ledwo złapał oddech.
-No bo nie było jej w szkole przez prawie tydzień. Dopiero dziś trafiła do skrzydła szpitalnego.- Syriusz widząc załamane spojrzenie przyjaciela dodał. - Ma się cudownie! Jak wszystko dobrze pójdzie może nawet jutro ją wypiszą.- Wiesz gdzie była?
- Mało mówi, a o tym już w ogóle mało wspomina. Cały czas powtarza jedno zdanie : Nie chcę o ty rozmawiać. I non stop przeprasza nas za to że przez nią o mało wszyscy się nie potruli.
- Potruli?
- Tak. Ten znicz którego miałeś w ręcę, miał taką małą igiełkę z trucizną. Było tego więcej przygotowanego. Na mnie, Remusa, Dor i w ogóle na nas wszystkich. Ale tylko ty i Ann oberwaliście. Z tego co mówił Dumbledore miało to odwrócić uwagę by spokojnie móc wyprowadzić Rudą z zamku. No i żebyś przypadkiem nie chciał się wtrącić w ich "randkę".
- Rozumiem - James'owi przed oczyma ukazał się obraz tamtego popołudnia kiedy zauważył, że Lily zwróciła jego prezent. - Jak ja mogłem dać się tak wrobić! Porwali Lilusię a ja sobie tu leżałem jak ten gumochłon!
W sali zapanowała głucha cisza. Żaden z przyjaciół nie był wstanie się odezwać. Po dość długiej chwili do pomieszczenia wtargnęła Poppy.
- Na dziś koniec odwiedzin!
- Ale..
- Nie ma żadnego ale Panie Black. Do widzenia!
Syriusz pod naciskiem pielęgniarki opuścił izolatkę i udał się do biblioteki z myślą, że znajdzie tam Remusa.
Dorcas i Ann siedziały poddenerwowane na kamiennych schodach prowadzących na jakieś półpiętro. Nie obchodziło je za bardzo gdzie są i że za nie długo zacznie się cisza nocna. Czekały na jakiekolwiek wieści o Jamesie lub Lily. Kiedy tylko zobaczyły kontury Syriusza zbliżającego się w ich stronę zerwały się do biegu i momentalnie na niego naskoczyły.
- I co??
-Co z nimi?
-No mów że wreszcie - Dziewczyny nie dawały dojść do głosu nieco zmieszanemu Black'owi
- Z Lilką nie jest zbyt dobrze. Szczerze mówiąc nie gadałem z nią ale słyszałem jak Poppy z nią rozmawiała. Co do James'a już się wybudził i ma się nieźle..
Dziewczyny odetchnęły z lekką ulgą lecz nadal były smutne i zrozpaczone. Dalej idąc kierowali się wszyscy do Biblioteki.
- Nawet nie wiecie jak się czuję po dzisiejszym widzeniu z Rogaczem. - Krótkie milczenie przerwał Syriusz. - Musiałem mu nakłamać! Że z nią jest dobrze i w ogóle. Przecież on by wpadł w depresję. Zrobiłoby się z nim gorzej. Ja tego nie chciałem i skłamałem.. Okłamałem swojego przyjaciela. Swojego najlepszego przyjaciela.
- Ale zrobiłeś to w słusznej sprawie Łapciu. Na pewno nie będzie miał ci tego za złe. - Dor delikatnie przytuliła Blacka i uśmiechnęła się promieniście. - No nic moi drodzy! Potter niedługo powróci więc trzeba zaplanować imprezkę!
O tak. Imprezy o był żywioł Syriusza. Nic więc dziwnego że momentalnie się rozchmurzył i wszyscy zgodnie pobiegli szukać Remusa i Petera.
- I co??
-Co z nimi?
-No mów że wreszcie - Dziewczyny nie dawały dojść do głosu nieco zmieszanemu Black'owi
- Z Lilką nie jest zbyt dobrze. Szczerze mówiąc nie gadałem z nią ale słyszałem jak Poppy z nią rozmawiała. Co do James'a już się wybudził i ma się nieźle..
Dziewczyny odetchnęły z lekką ulgą lecz nadal były smutne i zrozpaczone. Dalej idąc kierowali się wszyscy do Biblioteki.
- Nawet nie wiecie jak się czuję po dzisiejszym widzeniu z Rogaczem. - Krótkie milczenie przerwał Syriusz. - Musiałem mu nakłamać! Że z nią jest dobrze i w ogóle. Przecież on by wpadł w depresję. Zrobiłoby się z nim gorzej. Ja tego nie chciałem i skłamałem.. Okłamałem swojego przyjaciela. Swojego najlepszego przyjaciela.
- Ale zrobiłeś to w słusznej sprawie Łapciu. Na pewno nie będzie miał ci tego za złe. - Dor delikatnie przytuliła Blacka i uśmiechnęła się promieniście. - No nic moi drodzy! Potter niedługo powróci więc trzeba zaplanować imprezkę!
O tak. Imprezy o był żywioł Syriusza. Nic więc dziwnego że momentalnie się rozchmurzył i wszyscy zgodnie pobiegli szukać Remusa i Petera.
- Pani Poppy?
- Tak złociutka?
- Jak się ma Potter?
- Och pan Potter ma się bardzo dobrze. Myślę, że jutro go wypiszę.
- A co z Ann?
- Panna Ann opuściła skrzydło szpitalne już trzy dni temu.
- A ja?
- Co ty?
- Kiedy ja zostanę wpisana?
- Jak dojdziesz do siebie panno Evans. Proszę teraz odpoczywać.
- To wszystko przeze mnie!Naiwna! Gdybym się nie zauroczyła było by dobrze i nikt nie leżał by tu! - Lily zaniosła się płaczem.
- Proszę nie być taką pesymistką. Widocznie tak musiało być. Na szczęści pan Black w miarę szybko zareagował i nie doszło do większej tragedii.
- Zareagował?
- Tak. Bardzo się zdenerwował kiedy jego przyjaciel stracił przytomność. Od razu zaczął poszukiwać przyczyny i znalazł. Znalazł wszystkie. Dzięki temu dowiedzieliśmy się co takiego otrzymali poszkodowani i i profesor Slughorn mógł przygotować antidotum. Niesamowicie mocno przeżywał nieobecność pana Potter'a. Razem z panem Lupinem zaczęli również szukać i ciebie. Dostarczyli bardzo dużo informacji na temat twojego możliwego pobytu .
- Black pomagał? Niemożliwe - delikatny uśmiech zagościł na twarzy rudej.
-Twierdził, że właśnie to należy do jego obowiązku.
- Tak złociutka?
- Jak się ma Potter?
- Och pan Potter ma się bardzo dobrze. Myślę, że jutro go wypiszę.
- A co z Ann?
- Panna Ann opuściła skrzydło szpitalne już trzy dni temu.
- A ja?
- Co ty?
- Kiedy ja zostanę wpisana?
- Jak dojdziesz do siebie panno Evans. Proszę teraz odpoczywać.
- To wszystko przeze mnie!Naiwna! Gdybym się nie zauroczyła było by dobrze i nikt nie leżał by tu! - Lily zaniosła się płaczem.
- Proszę nie być taką pesymistką. Widocznie tak musiało być. Na szczęści pan Black w miarę szybko zareagował i nie doszło do większej tragedii.
- Zareagował?
- Tak. Bardzo się zdenerwował kiedy jego przyjaciel stracił przytomność. Od razu zaczął poszukiwać przyczyny i znalazł. Znalazł wszystkie. Dzięki temu dowiedzieliśmy się co takiego otrzymali poszkodowani i i profesor Slughorn mógł przygotować antidotum. Niesamowicie mocno przeżywał nieobecność pana Potter'a. Razem z panem Lupinem zaczęli również szukać i ciebie. Dostarczyli bardzo dużo informacji na temat twojego możliwego pobytu .
- Black pomagał? Niemożliwe - delikatny uśmiech zagościł na twarzy rudej.
-Twierdził, że właśnie to należy do jego obowiązku.
Tak, tak wiem mało jasne i pokręcone ale wytrwali już w następnej notce dowiedzą się : Jak się zmienią relacje Lily i Jamesa, czemu akurat Lily została porwana i wiele wiele więcej. Strasznie dużo dialogów. Staram się je ograniczać ale przychodzi mi to z trudnością bo po prostu je kocham. Przepraszam również, że tak późno dodaję wpis i za błędy. Mam nadzieję, że wam się spodobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz