czwartek, 22 stycznia 2015

4. Niewielki początek wielkiej...

- Slytherin! - Tiara przydziału wrzasnęła na całą salę a ze stołu oddalonego najbardziej na lewo rozległy się wrzaski i wiwaty i już po chwili dołączyła cała reszta. Tylko dwie osoby nie były szczęśliwe z tego powodu. Ciemnowłosy chłopak schodzący ze stołka spojrzał ze smutkiem w prawą stronę gdzie młoda Gryfonka uśmiechnęła się delikatnie a w jej oczach widać było żal.
***
- Nie martw się Severusie, przecież będziemy się codziennie widywać.
- Przecież się nie martwię.
- Przecież widzę
- Przecież.. ech koniec z tym przecież! Jest dobrze! Będziemy mieć razem lekcję więc jest jeszcze lepiej - Snape uśmiechnął się jakby od niechcenia do rudowłosej. - Po prostu miałem nadzieję, że będziemy w tym samym domu.
- No ale nie jesteśmy..nie jest to żadna przeszkodą prawda?
- Tak troszkę..
- Jak to?!
- No bo wiesz.. Gryfoni i Ślizgoni nie za bardzo za sobą przepadają... To będzie trudne..
- I to znaczy, że nie możemy się spotykać!? - w oczach Lily zaczęły pojawiać się łzy. Zaczęła mieć powoli wyrzuty do swojego przyjaciela. - Tylko przez to że ktoś tam sobie coś kiedyś ubzdurał chcesz żeby nasza przyjaźń się popsuła?!!
- Ależ oczywiście że nie!
- Mam taką nadzieję.
Lily powoli zaczęła się uspokajać. Nie mogła uchodzić za beksę już pierwszego dnia w szkole. Snape przytulił ją. Zawsze gdy to robił czuła się jakoś dziwnie. Nie były to motylki w brzuchu ani obrzydzenie. Nie było to nic. Zupełnie nic. Nie czuła nawet samego dotyku. Tak jakby stała sama bez ruchu.
- Z drogi parszywy Gryfonie! - Lily odskoczyła od Snape'a i zobaczyła cały dom Slytherinu, który chciał przejść przez drzwi blokowane przez nią i Severusa. - Ogłuchłaś?
Lily spojrzała na przyjaciela z nadzieją, że ją obroni ale ten rzucił w jej stronę ciche "Pa" i ukrył się za prefektem , który popychając Rudą na bok przeszedł przez drzwi Wielkiej Sali. Poczuła ukucie w sercu. Nigdy nie należała do ludzi, którzy się odszczekują i toczą wojny na słowa. Zawsze wyręczał ją w tym Severus jednak dziś się tak nie stało.
- Nie no na prawdę prawdziwy z Ciebie przyjaciel! - krzyknęła a Snape spuścił głowę.
Do jej oczu znów zaczęły napływać łzy. "Foch!" Postanowiła w myślach i zaczęła się rozglądać za nową koleżanką, która również została przydzielona do Gryffindoru. Jej wzrok zatrzymał się na dość wysokiej brunetce stojącej w otoczeniu dwóch blondynek. Miała skrzywioną minę. Ruda od razu zauważyła, że Dorcas nie miała ochoty przebywać z nowymi koleżankami dlatego postanowiła iść jej na ratunek. Kiedy tylko podeszła do grupy dziewcząt naśmiewających się z jej nowej koleżanki coś w nią wstąpiło. Coś pękło. Nigdy nie miała ciętego języka. Nigdy. Aż do teraz.
- Jakiś problem? - spiorunowała wzrokiem obie dziewczyny.
- Nie wtrcąj się rudzielcu - odezwała się ta z lokami.
- Bo?
- Bo to nie twoja sprawa - zaśmiał się ta w prostych włosach.
- A właśnie, że moja!
- Lily nie warto..
- Watro! Nie pozwolę, żeby ktoś nabijał się z mojej przyjaciółki! Bo co? Bo ma inny styl niż wy? Nie rozśmieszajcie mnie. Ona jest oryginalna! To wy wyglądacie jak klony! - zaczęła podnosić głos. Miała rację. Dorcas kochała kolorowe bransoletki z muliny i ostre makijaże jednak wyglądała w nich świetnie jak na jedenastolatkę. Wyglądała oryginalnie, nie było drugiej tak kolorowej i wesołej dziewczyny w szkole. Jak tylko założyła swoją szatę zaczęła ją ozdabiać naszywkami i koralikami co sprawiało że była jeszcze bardziej niesamowita.
- Może tak grzeczniej dziecko? - zadrwiła o prostych włosach. - Nie będzie mi tu pierwszoroczniak podskakiwał.
- Uspokój się Anno.
- Nie wtrącaj się Frank! - za młodymi Gryfonkami stanął dość wysoki chłopak o bardzo krótkich czarnych włosach i szarych oczach.
- Muszę dbać o nowicjuszki jako prefekt więc muszę się wtrącić - puścił oczko do Dorcas a ta natychmiast rozpromieniła się. Blond dziewczęta tylko prychnęły i odeszły.
- Dzięki wielkie - odwróciły się w stronę Franka.
- Lepiej nie zbliżajcie się zbyt blisko czwartoklasistów bo czują się tu panami. Mogło by to skutkować awanturami - uśmiechnął się szeroko. - A teraz już do swojej grupy! GRYFONI ZA MNĄ!
- Dzieki Lily - Dorcas starając się dotrzymywać kroku koleżance zaczęła dziękować. - Już mi uszy więdły od ich słów. Próbowałam się ich pozbyć ale cały czas łaziły za mną. Naprawdę dzięki.
- Nie dziękuj mi. Przecież to nic. - obdarzyła Dorcas ciepłym uśmiechem.
- A to co powiedziałaś to.. czy to była prawda?
- Że jesteś oryginalna? No pewnie!
- Chodzi mi o tą przyjaciółkę.
- Och no pewnie. - Lily zatrzymała się i złapała koleżankę za ręce.- Zaprzyjaźnijmy się!
Dorcas rzuciła się rudowłosej w ramiona. Jeszcze nigdy nie miała przyjaciółki. Zazwyczaj wszystkim przeszkadzała jej gadatliwość czy chęć wyróżniania się. Pierwszy raz ktoś jej zaproponował przyjaźń.
- A co to za obściskiwanie się? - nagle obok dziewcząt jakby z pod ziemi wyrósł Syriusz wraz z Jamesem.
- Nie twój interes Potter. - Lily nadal była zła za sytuacje w pociągu.
- No cóż, nie to nie. Narka. - odeszli. Dziewczęta również podążyły za grupą. W czasie drogi do pokoju wspólnego Lily zastanawiała się nad tym jak to będzie. Nie wiedziała że swoim dzisiejszym  zachowaniem zatwierdziła pewne zdarzenia , które będą miały odbicie w przyszłości. Właśnie dziś przez swoje niewielkie wystąpienie zyskała najlepszą przyjaciółkę a straciła przyjaciela. Właśnie dziś przez niewielki komentarz starciła w oczach przystojnego ciemnookiego Jamesa. Właśnie dziś zaczęła się jej niewielka przygoda z magią, która będzie miała wielkie odbicie w przyszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz