czwartek, 22 stycznia 2015

7. Plany Dumbledore'a


Postanowiłam, że może będę się trochę odzywać na początku każdego rozdziału, żeby nie było że mnie nie znacie czy coś takiego i dlatego się nie udzielacie. Dzisiejszą notkę dedykuję Em, której blog (http://ruda-i-huncwoci.blog.pl/) po prostu ubóstwiam. Miłego czytania :*
- Nie wierzę! No po prostu nie wierzę! - Lily wrzeszczała jak opętana gdy tylko razem z Ann i Remusem opuścili Wielką Salę.
- Spokojnie Liluś nie denerwuj się. - An próbowała złagodzić sytuację. Złapała przyjaciółkę za ramiona i stanęła z nią twarzą w twarz. - Przecież będziemy tam wszyscy.
- Ja jestem SPOKOJNA! - wrzasnęła tak mocno, że aż opluła blondynkę. Ta niezrażona przetarła twarz rękawem i nadal ze spokojem wpatrywała się w Evans. Lily momentalnie się speszyła i zaczerwieniła po czym wyszeptała ciche "przepraszam" i wyminęła Ann.
- Może byś tak pomógł? - Lorens zwróciła się do Remusa , który po usłyszeniu jej słów wybuchł śmiechem. - A tobie co?
- Wybacz ale z mojej perspektywy to tak śmiesznie wyglądało.
- No tak! Śmiejcie się ze mnie, śmiejcie! Ja tu cierpię a wy tu chichoczecie! - Ruda spiorunowała dwójkę trzęsących się przyjaciół, którzy ledwo się powstrzymywali żeby się nie roześmiać .
- Ach Lily to tylko miesiąc, przecież damy radę. Ja tam będę, Ann tam będzie. - Evans szła nie ugięta dopóki nie usłyszała - Dave tam będzie..
- Ee.. no a niby czemu to by mnie miało przekonać?
- Nie cieszysz się że będziemy tam z tobą?! - oburzyła się Ann.
- Chodzi o Dave'a głupolu. - roześmiała się serdecznie widząc naburmuszoną minę przyjaciółki.
- No wiesz.. Nie będę udawać, że nie widziałem tych spojrzeń .
- Pff nie mam  w ogóle pojęcia o co ci w ogóle chodzi. W ogóle!
- Ta jasne..
Szli jeszcze z dziesięć minut w milczeniu kiedy wreszcie znaleźli się przed portretem Grubej Damy. W pokoju wspólnym nie było już nikogo mimo iż było dosyć wcześnie. Ann pomyślała, że to przez to, że odbyli męczącą podróż i sama postanowiła udać się do dormitorium. Lily w tym czasie zdążyła jeszcze złapać Remusa , który też się oddalał do siebie.
- Mogę cię o coś spytać?
- Już to zrobiłaś.
- Co ty dzisiaj taki wesoły co? - Lily  nie mogła się oprzeć wrażeniu że Remus jest dziś w prost w szampańskim humorze.
- I na prawdę o to właśnie chciałaś zapytać?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. I nie, nie o to chciałam zapytać.
- Tak więc..?
- No bo ty znasz Dave'a prawda? No i ja chiałab..
- Nie nie znam - przerwał jej. Ruda zrobiła zaskoczoną minę.
- To skąd wiesz jak się nazywa i w ogóle.
- Co ty masz dziś z tym " w ogóle"? - z jego twarzy nadal nie znikał uśmiech, jednak widząc zniecierpliwioną minę przyjaciółki dodał - Ten Puchon, z którym rozmawiałem po kolacji mi powiedział, że tak się nazywa. Swoją drogą widzę, że masz branie Ruda bo dziś już chyba z siedmiu gości się mnie o ciebie pytali.
Puścił jej oczko i ruszył do swojej sypialni, pozostawiając ją w osłupieniu.
***
Następnego ranka James wstał bardzo wcześnie. Nie zważając na to, że na zegarze wskazówki pokazały dopiero piątą trzydzieści, wstał i poszedł do łazienki w celu odświeżenia się. Łazienka w dormitorium Huncwotów  była chyba jedynym w miarę czystym miejscem, gdzie dało się swobodnie poruszać. Na podłodze nie było, żadnych ubrań a na półkach wszystkie kosmetyki były ustawione. Mimo iż nie były porządnie ustawione to jednak stały. Zazwyczaj wszystkie wody toaletowe walały się po kamiennej posadzce przykryte ręcznikami i nieznanego pochodzenia damską bielizną, a szampony i żele były ukryte pod stertą ubrań, które miały iść do prania. To też taki niewielki porządek w łazience wywołał zdumienie w Rogaczu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że przecież wczoraj przyjechali więc nie zdążyli jeszcze wprowadzić artystycznego nieładu w swoje cztery ściany. Postanowił nie tracić czasu i wziąć się do pracy - i nad swoim wyglądem, i nad wyglądem pomieszczenia. Nie minęło piętnaście minut, a pomieszczenie, w którym chłopcy spędzali więcej czasu niż nie jedna nastolatka szykująca się na randkę, znów wyglądało tak jak powinno. 
James przeglądał się w lusterku poprawiając dłonią wieczny bałagan na swojej mokrej głowie, gdy usłyszał jakiś hałas dobiegający z sypialni. Chwilę później osoba, która spowodowała te małe zamieszanie zaczęła się dobijać do łazienki. Rogacz rozpoznając w niej swojego najlepszego przyjaciela - Łapę, postanowił jeszcze trochę go poddenerwować i usiadł na krawędzi wanny. Wiedział co się zaraz stanie. Myśl, że za chwile drzwi otworzą się z wielki łoskotem i zobaczy rozwścieczoną minę Syriusza, przyprawiała go pozytywne dreszcze. "Od taki mały sadysta ze mnie" pomyślał i uśmiechnął się pod nosem obserwując srebrną klamkę. Minuty mijały a wszystko wskazywało na to, że Łapa sobie odpuścił. Zrezygnowany Rogacz podszedł do drzwi. W momencie kiedy lekko przycisną metalową rączkę skrzydło drzwi otworzyło się niespodziewanie bardzo szybko uderzając go w twarz.
- Mam cię ptaszku! - Syriusz z miną zwycięscy podszedł do przyjaciela, który z powodu, aż tak mocnego uderzenia upadł na podłogę i ściskał się za nos.
- Na mózg ci padło!? - James tylko warknął i lekko się chwiejąc wyszedł z łazienki trzaskając drzwiami. - Remus! Remus wstawaj musisz mi pomóc!
Lupin otworzył oczy i przekręcił się w stronę przyjaciela. Bez zbędnych słów, za pomocą różdżki nastawił mu nos i powstrzymał krwawienie po czym z powrotem zasnął. Rogacz po upewnieniu się, że z jego twarzą już wszystko w porządku, uśmiechną się złowieszczo i skierował się w stronę łóżka Łapy w celu rewanżu.
***
W tym samym czasie w dormitorium dziewcząt z piątego roku, pewna mała rudowłosa osóbka najciszej jak tylko mogła, próbowała przedostać się z końca pokoju do samych drzwi. Miała zamiar udać się do Pokoju Wspólnego w celu poszerzenia swojej wiedzy na temat eliksirów przydatnych w gospodarstwie domowym. Wiedziała, że spotkanie tam kogokolwiek o tak wcześnie rano i to na dodatek w sobotę jest nierealne, więc w samej krótkiej koszuli nocnej i rozpinanym sweterku zeszła na dół. Nie myliła się. Pierwsze, lekkie promienie słoneczne delikatnie rozświetlały opustoszały Pokój Wspólny. Podeszła do wysłużonej kanapy i usiadła wygodnie. Jednym machnięciem różdżki zapaliła wszystkie najbliżej stojące lampy i świeczki. Tak teraz mogła czytać. Powoli, bardzo ostrożnie otworzyła księgę na momencie, w którym ostatnio skończyła. Teraz już nic nie mogło jej przeszkodzić. Książki były jej pasją a eliksiry całym życiem. Marzyła by zostać uzdrowicielem i zajmować się przypadkami związanymi z zatruciem eliksirami lub po prostu urokami. Tak. Mimo, iż była Mistrzem Eliksirów nikt nie równał się z nią także w rzucaniu uroków. Jedynym przedmiotem, z którego tylko raz na sprawdzianie dostała Wybitny była Transmutacja. Miała wrażenie, że jest najgorsza w klasie. Powyżej oczekiwań - tylko na tyle było ją stać. Nie raz zdarzało jej się. że jej puchar miał ptasie skrzydełka, a fotel świński ryjek. I wtedy z pomocą przybywał Remus. Miała wrażenie, że właściwie tylko dzięki niemu nie dostała jeszcze Nędzny.
Pochłonięta ciekawą lekturą nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło jej się bardzo gorąco. Kiedy było już jej bardzo duszno postanowiła choć na sekundę oderwać wzrok od równo ustawionych liter i poznać źródło ciepła. Oślepiło ją. Otwierała i zamykała oczy. Dość długą chwilę zajęło jej oswajanie się z przyjemnymi już teraz zdecydowanie mocniejszymi promieniami słońca. Spojrzała na zegarek. Dziewiąta dwanaście. " Jeszcze pół godziny" pomyślała i już miała wracać do lektury gdy nagle dotarła do niej ta wiadomość. Przez blisko trzy godziny siedziała pochylona nad książką. Podparła się lekko rękoma i rozejrzała po pomieszczeniu. Nie było jeszcze nikogo. Prawie nikogo.
- Ciekawa chociaż?
***
Rozejrzał się po dormitorium. Dwa łóżka zajęte i dwa puste. Remus właśnie odwracał się na drugi bok. Spał spokojnie. Spojrzał w stronę drugiego łóżka. Peter nie dawał żadnych znaków życia. Gdyby nie lekko unosząca się klatka piersiowa oznaczająca cyrkulację powietrza w jego organizmie, Rogacz mógłby przysiądź, że zmarł podczas snu. Szum wody nalewanej do wanny dał mu jasno do zrozumienia, że przez najbliższe dwie godziny nikt nie dostanie się do łazienki. A mu się tak nudziło. Zrezygnowany spojrzał na zegarek. Szósta siedem.Westchnął i od niechcenia rzucił się na swoje łóżko. Poprawił przekrzywione okulary i zaczął wpatrywać się w zegar. Szósta osiem..dziewięć..jedenaście..trzydzieści cztery..pięćdziesiąt dziewięć. Podpierając się łokciami po raz kolejny omiótł wzrokiem sypialnię. Bez zmian.Ta sama sceneria. Westchnął tym razem już zniecierpliwiony. Nienawidził wstawać pierwszy. Zresztą rzadko mu się to zdarzało bo jakoś nigdy nie był rannym ptaszkiem. " Pokój Wspólny" przeszło mu przez myśl. Były już dwie minuty po siódmej więc ktoś na pewno już wstał. Musiał z kimś porozmawiać. Po prostu potrzebował otworzyć buzię i zacząć gadać chodź by na najbardziej bezsensowny temat.
Pewnym krokiem przekroczył drzwi dormitorium i zaczął przeskakiwać po dwa schodki na raz. Od posadzki dzieliły go już tylko cztery stopnie gdy zamarł. Zszokowany przysiadł. Nigdy w życiu nie widział czegoś tak niesamowitego. Jego pozycja na schodach pozwalała mu na bezkarne spoglądanie w jej stronę bez ryzyka, że go zauważy. Dość długie i zgrabne nogi skuliła przy sobie, przykrywając drobne stópki sweterkiem, który najpewniej zdjęła z ramion. Była w samej koszulce sięgającej jej do połowy ud. Przełknął ślinę. Wyobraźnia zaczęła działać na momencie jednak zdążył się ocknąć. Spojrzał na jej twarz. Oczy, które co chwilę przymrużyła od delikatnych promieni słońca ukazywały jej zachwyt i podziw przeczytanym tekstem. Widział jak co chwilę przygryza dolną wargę. Wyglądała kusząco. Te zawsze ciemno rude delikatne loki wyglądały teraz jakby płonęły. Nie wiedział czemu ale kiedy na nią patrzył przechodziły go dreszcze. Przecież to tylko Evans. Nie miał pojęcia co się stało. Kiedyś to była tylko koleżanka, która miała niezłe kształty, a dziś? Już wczoraj zauważył, że sprawia mu to wielką radość kiedy się uśmiecha, że fascynuje go jej spojrzenie pełne zdziwienia kiedy czymś się zainteresuje. Denerwowało go to bo kiedy próbował wieczorem zagadać do jakiejś Gryfonki z czwartego roku to w wyobraźni widział wielkie zielone oczy, które spoglądały na niego figlarnie. Wyobrażał sobie jak się do niego śmieje i zaczepia. Nie potrafił się skupić na szatynce, więc odpuścił.
Zobaczył, że podnosi głowę i spogląda w stronę zegara. Postanowił się ujawnić. Zaszedł na dół i oparł się o poręcz schodów. Widzi jak się podnosi. Chyba kogoś szuka. Ich spojrzenia się spotykają. Przez moment się zawahał. Przeniósł wzrok na książkę.
- Ciekawa chociaż?
- Zależy jak dla kogo. - odparła mimochodem. Podszedł bliżej i usiadł na fotelu obok. Czuł na sobie jej spojrzenie. Wiedział, że bacznie go obserwuje. On też postanowił zdobyć się na  zajrzenie w jej zielone tęczówki. A przynajmniej chciał w nie spojrzeć. Jego wzrok zatrzymał się na jej smukłych łydkach. Patrzył jak zahipnotyzowany w miejsce gdzie kończyła się jej koszulka a zaczynają się zmysłowe uda. jedno jej prychnięcie wyciągnęło go z transu. Widział delikatne rumieńce na policzkach. Słyszał jak z lekkim podenerwowaniem wyzywa go pod nosem zakrywając całe nogi sweterkiem.
- Wolałem bez tej szmatki - uśmiechnął się bezczelnie.
- Wolałam jak cię tu nie było.
- Ja zapewne nie dostanę tego czego wolę, więc i ty nie dostaniesz. - osunął się delikatnie na fotelu by przyjąć jak najwygodniejszą pozę. - To się nazywa sprawiedliwość
Roześmiała się z drwiną.
- TY mi śmiesz mówić o sprawiedliwości? TY?! Ech co się dzieje z tym światem.. Nim się obejrzysz a narkomani zaczną promować zdrowy tryb życia.
- Narkomani?
- Nie ważne.
- Opowiedz.
- Nie chce mi się.
- Dlaczego?
- Bo nie
- Ale dlaczego?
- No bo nie! - czuł, że jeszcze chwila i wybuchnie. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Evans?
- Potter?
- Co się wczoraj wydarzyło po kolacji? Lunatyk jakiż taki tajemniczy się zrobił. Ty pewnie wiesz. - zobaczył, że na jej twarzy maluje się smutek. Natychmiast pożałował. Nie wiedział czemu zmiana jej nastroju tak na niego wpłynęła. Jeszcze rok temu śmiał się kiedy doprowadzał ją do płaczu. Teraz coś kazało mu ją przytulić. Ta myśl sparaliżowała jego ciało.
- Może i wiem. - w jej oczach malowała się determinacja. - Ale to nie jest informacja dla ciebie.
- A nie jest boooo?
- Nie wolno nam o ty mówić.
- No weź! Mi nie powiesz? Swojemu kumplowi?
- Nie przypominam sobie żebym przestała cię nienawidzić a co dopiero żebym zaczęła cię traktować jak kumpla. Zapisałabym takie wydarzenie w kalendarzu i zapewne dla wielu osób byłoby świętem narodowym.
- Oj kotek no weź.
- Kotek?
- Słonko?
- Słonko?!?!
- No to skoro też nie tak, to powiedz jak wolisz kochanie?
- KOCHANIE?!?!?! - z rozbawieniem spoglądał na jej coraz to większe zdziwienie. - Potter coś ci się poprzewracało w tej najeżonej główce czy jak?
- Wiewióreczko jeszcze do tego wrócimy obiecuję, ale jak na razie zależy mi na tej informacji. To jak Pysiaczku powiesz mi?
- Błagam, Potter skończ bo na zawał zejdę - zaśmiała się.
- Och Kruszynko wiesz, żebym na to nie pozwolił - puścił jej oczko. - To jak? Co się wczoraj wydarzyło?
Zamarła w bezruchu. Zaczęła tępo wpatrywać się w dziurę wypaloną w dywanie.
- Evans?
- Co? - poderwała głowę. Zauważyła jego wyczekujące spojrzenie. Jednym ruchem zgarnęła księgę i zaczęła obciągać coraz niżej koszulkę. Roześmiał się. - J-ja ja nie mogę..ja.. to tajne...Plany Dumbledore'a..my.. Przepraszam!
Przed oczami śmignęła mu ruda czupryna kierująca się w stronę damskiego dormitorium. Nagle rozległ się krzyk. Męski krzyk. Będąc u szczytu schodów obejrzała się w stronę chłopaka.To nie był on. James łapiąc się za brzuch śmiał się w najlepsze. Westchnęła i przekroczyła drzwi sypialni.
- POTTER! - Rogacz usłyszał melodyjny głos swego przyjaciela, który najwidoczniej wyszedł z łazienki i właśnie usiadł na swoim łóżku.
https://www.youtube.com/watch?v=1-_-S8m1Spk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz