czwartek, 22 stycznia 2015

6.Mów mi Dave!

Wielka Sala była przystrojona jak zawsze, pod sufitem było widać zaczarowane sklepienie gwiazd a przy samej podłodze unosiła się niewielka mgła. Uczniowie poruszali się wzdłuż równo ustawionych stołów które były już nakryte i zajmowali swoje stare miejsca. McGonagall stała przed drzwiami z przerażonymi pierwszorocznymi pilnując by żaden nie zagubił się w tłumie. Wszyscy już bardzo chcieli zasiąść do kolacji a już szczególnie ci najmłodsi bo wiedzieli, że jeszcze przed samą ucztą zostaną przydzieleni do domów w których spędzą aż siedem lat, dbając o ich honor i godność.Kiedy prawie wszystkie miejsca były już zajęte pani profesor zaczęła wyczytywać nazwiska i nakładać tiarę na głowy jedenastolatków. Nie minęło nawet piętnaście minut a  Ślizgonom przybyło sześciu świeżo upieczonych uczniów, Gryfonom tylko pięcioro, Puchonom również sześcioro a Krukonom aż siedmioro. Podekscytowanie szybko minęło gdy tylko wstał dyrektor i przeprowadził krótki monolog na temat bezpieczeństwa w szkole. Uczniom nie zostało już nic tylko rozkoszowanie się przysmakami.
***
Mniej więcej po środku długiego rzędu ustawionych stołów Gryfindoru siedziało siedmioro przyjaciół. Byli zwróceni do siebie, czworo z nich siedziało po jednej stronie a troje po drugiej, i gorliwie nad czymś dyskutowali.
- Lily! Dorcas! Gdzie wy się podziewałyście pytam po raz ostatni! - blondynka o dość delikatnych rysach twarzy przybrała na niej naburmuszony wyraz. - Po całym pociągu was szukałam!
- Ann! A ja ci po raz ostatni odpowiadam, że byłyśmy z przodu z powodu bliżej nieokreślonego - ostatnie słowa Lily wypowiedziała wymachując rękoma i przewracając oczami.
- Taa.. nieokreślonego - Drocas szepnęła na tyle głośno że każdy ją usłyszał.
- A ja nie rozumiem czemu nas zostawiliście - teraz oburzył się Remus, który do tej pory siedział cicho zajadając się klopsikami. - James? James! Czy ty w ogóle słuchasz co się do ciebie mówi?!
- Zostaw go, ma teraz ważniejsze rzeczy do roboty niż słuchanie twego zażalenia - Syriusz roześmiał się i wskazał na przyjaciela który zastygł z ręką trzymającą łyżeczkę z kawałkiem ciasta w powietrzu. Widać było że czemuś się przygląda, a raczej komuś. Lilyanne bez większego problemu ignorowała wbity w siebie wzrok orzechowych oczu. W końcu wytrzymała w pociągu to czemu miała by tu nie wytrzymać?
- Co  mu się stało? - zapytali równocześnie Peter i Ann.
- Zakochał się - Dorcas wyszczerzyła zęby do Lily na znak że się odgrywa za sytuacje w pociągu.
- Pff - Ruda prychnęła do niej w odpowiedzi i zwróciła się do Jamesa patrząc dogłębnie w swój talerz - A tak w ogóle to czemu siedzisz obok mnie? Zawsze siadałeś tam.
Wszyscy powędrowali wzrokiem na miejsce które pokazywała palcem choć dobrze wiedzieli gdzie zawsze siadał James. Luka, która powinna być pomiędzy Ann i Peterem była zapełniona przez Remusa.  Zapadła cisza. Przyjaciele oczekiwali odpowiedzi, która miała paść z ust czarnowłosego lecz ten ani drgnął. Dorcas nie wytrzymała i wybuchła śmiechem a w ślad za nią pozostała reszta prócz Lily , która tylko spiorunowała wszystkich morderczym spojrzeniem.
-Ekhm! Potter! Hallo!? Ziemia do Ja
mesa! - ruda zaczęła machać mu ręką przed oczmi bo juz trochę miała tego dość. Przez przypadek szturchnęła łyżeczkę, którą chłopak trzymał  w ręce, a ta uderzając o talerz wyrwała go z transu.
- Hm? Co? Ktoś mnie wołał? - zaczął rozglądać się z zaspanym spojrzeniem. Wszyscy bez wyjątku kontynuowali swój dziki śmiech. Spojrzał na Lily, która tylko z niesmakiem kręciła głową.
- Coś zrobiłem ?
- Nie no skądże - zironizowała. - Ale teraz możesz coś zrobić. Tak dla mnie. Co ty na to?
James zaczął energicznie machać głową na znak że się zgadza i czekał na ruch koleżanki.
- Świetnie! - udała że się uśmiecha z całego serca. - Tak więc..
Pochyliła mu się nad uchem i zaczęła szeptać. Na ten widok wszyscy zastygli w bezruchu.
- A po co tak? - James zaciekawił się.
- Będzie fajnie zobaczysz.
- Okay! - prawie krzyknął rozradowany i odwrócił w głowę w stronę Syriusza. - I co teraz?
- I masz tak zostać! - warknęła.
I znów fala śmiechu przeszła prawie wszystkich oprócz Lily, która kończyła szaleńczy atak na paszteciki dyniowe i Jamesa, który się naburmuszył.
- Jesteś dla mnie okropna - spuścił głowę.
- Ojejciu - ponownie zironizowała.
Łapa nie wytrzymał i ze śmiechu aż spadł z ławki na co Dorcas zareagowała dławiąc się ciastkiem, Ann i Remus kręcili głowami z politowaniem a Peter nawet nie wiedział o co chodzi bo za bardzo był zajęty pustoszeniem stołu.
- Evans?
- Niam mniam  - Lily jak na złość zaczęła głośniej mlaskać skupiając się teraz na wiśniowej galaretce.
- Evans?
- Niam niam mniam
- Evans!
- Omnomnom
- EVANS!!! - wrzasnął Potter wstając ze swojego miejsca. Wielka Sala ucichła. Wszyscy wpatrywali się w Jamesa. No prawie.
- Niam niam - Lily nadal świetnie ignorując chłopaka sięgnęła po sok. - Coś jakoś cicho tu się zrobiło nieprawdaż Ann?
W jednym momencie, jakby ktoś dał znak, rozległ się donośny śmiech do którego przyłączyli się nawet Ślizgoni.
- Kochasz to robić co nie Liluś? - tym razem szepnął jej do ucha. Odpowiedzią był dla niego delikatny uśmiech, który pojawił się na jej twarzy kiedy tylko się od niej odsunął. Dołączył do reszty chichoczących widząc już czerwonego Syriusza, który już nawet nie miał sił żeby się odezwać.
Przesiedzieli już tak chyba z dwanaście minut gdy nagle Dorcas z zniesmaczoną miną kopnęła Rudą pod stołem. Ta wyrwana z zamyślenia spojrzała na nią złowrogo. "Jak ona śmie przerywać mi przemyślenia na temat jutrzejszej lekcji eliksirów" pomyślała lecz zaraz zrozumiała o co chodziło kiedy spojrzała w stronę, w którą była wpatrzona jej psiapsióła. W ich stronę spoglądał Alex Avery - Ślizgon ze starszego rocznika, którego Llily nienawidziła bardziej od Pottera. Wiedziała, że to na nią się patrzy .Zawsze to robił kiedy tylko dochodziło między nimi do konfrontacji. A ponieważ tylko takie spotkania miały miejsce bo nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać robił to cały czas.
- Ciekawe czego on od ciebie chce. - Dorcas przemówiła pierwsza kiedy już odwróciły się w swoje strony.
- A nie domyślasz się? Bo ja mam wrażenie że dobrze wiem o co się mu rozchodzi.
Lily znowu spojrzała na ślizgona a ten wysłał jej sztańsko-uwodzicielski uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Avery definitywnie miał na jej punkcie fioła ale obchodziło go jedno - jej ciało. Każde nawet najmniejsze spojrzenie przesycone było porządniem.
- Myślisz, że chce cię zaciągnąć do łóżka?
- Kto wie..
- CO?! Ktoś chce zaciągnąc moją Liluś do łóżka? KTÓRY TO!? Niech ja go dorwę - w rozmowę wtrącił się co najmniej wściekły, Potter. Przyjaciele zaczęli lustrować Rudą w oczekiwaniu na odpowiedz.
- A tak właściwie to od kiedy my rozmawiamy.. Co??  - Jak na zawołanie Lily przypomniał się incydent z zeszłego roku szkolnego podczas podróży do domu. - Z tego co pamiętam ty nadal jesteś napuszonem łbem, który się obraził za to że nazwałam cię nieodpowiedzialnym a ja jestem nadal obrażoną Wszędobylską Panią Wszechwiedzącą.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie! - nawet nie zwrócił uwagi na zmianę tematu Lily. Nie mógł znieść że ktoś chce mu sprzątnąć tak gorącą laskę sprzed nosa.
- Co? A no tak! Pytanie! - udała że dopiero co ją olśniło. - Tak więc w odpowiedzi na twoje pytanie.. NIE MÓW DO MNIE LILUŚ BO TEGO NIE ZNOSZĘ!
Dorcas parsknęła śmiechem.
- O ludzie, jak mi tego brakowało!
- Ktoś do nas idzie - nagle odezwał się Peter ,  którego jak dotąd prawie nikt nie zauważył. Miał rację w ich stronę zmierzał blondyn który mierzył z metr dziewięćdziesiąt. Lily w oczach zapaliły się iskierki, które na nieszczęście dojrzał James i momentalnie się nachmurzył. Chłopak był szczupły i niezwykle przystojny. Jego dobrze widoczne kości policzkowe i dołeczki dodawały mu męskości. Zapatrzeni w chłopaka nawet nie zauważyli kiedy się zatrzymał. Zmierzył ich wzrokiem zatrzymując się na rudowłosej i uśmiechnął się.
- Eee.. Hej - nieśmiało odezwała się Dorcas.
- Witam - nadal wpatrywał się w  Lily lecz przybrał już surowy wyraz twarzy. - Szukam Pana Lupin oraz Panny Evans i Lorens. Domniewam że, to państwo?
Oderwał na sekundę wzrok od Rudej i jednym spojrzeniem omiótł blondynkę i wyższego blondyna.
- A o co chodzi? - zapytał nie pewnie Remus.
- Czy znajdują się tu Pan Lupin, Panna Evans oraz Panna Lorens? - powtórzył ignorując chłopaka.
- Emm.. Ja jestem Evans - odezwała się Lily i wskazała na Remusa i Ann. - A to Lupin i Lorens.
- Fantastycznie - klasnął w dłonie i rozpromienił się. - Proszę by po kolacji zostali państwo w Wielkiej Sali. Dziękuję.
Odwrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył w stronę stołu Krukonów.
- Ee.. mam mieszane uczucia wobec tego gościa - Dorcas nie kryła swojego zdziwienia.
- A mi się tam nawet spodobał - Ruda zrobiła maślane oczy na co James zareagował oburzonym prychnięciem. - No ale o co ci chodzi koleś co?
- O nic - burknął.
- Ciekawe  o co chodzi co nie? - Remus przeczuwający kłótnię zmienił temat rozmowy.
- Nie mam bladego pojęcia ale jak wzywają i ciebie i Lily to na pewno nic złego.
- To się jeszcze okaże. - Syriusz zrobił tajemniczą minę a wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.- No nie powiecie, że Ruda jest święta bo i tak nie uwierzę.
Wyszczerzył się w jej stronę a ona tylko spojrzała na niego porozumiewawczo i oboje parsknęli śmiechem.
- Czy my o czymś nie wiemy Łapciu? - James spiorunował przyjaciela wzrokiem.
- Oj Rogaś, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka z niej dzika bestia.
Evansówna momentalnie się zaczerwieniła. Przyjaciele widząc jednoznaczny uśmiech Syriusz i zakłopotanie Lily zaniemówili i spojrzeli znacząco na Rudą oczekując wyjaśnień. Jednak ich nie dostali bo po chwili dyrektor nakazał rozejść się wszystkim do swoich wież tak więc rudowłosa zerwała się i szybkim krokiem podeszła w stronę stołu nauczycieli. Chwilę później pojawili się obok niej Remus i Ann a sala opustoszała. Kiedy Lorensówna rozejrzała się zauważyła tylko dwójkę Puchonów czterech Ślizgonów i jednego Krukona , który ewidentnie wpatrywał się w jej przyjaciółkę. Rozpoznała w nim tego samego chłopak, który podszedł do niech w trakcje kolacji.
- Lily..
- Hm?
- Patrz, to ten koleś co kazał nam zostać. Cały czas gapi się na ciebie.
Ruda odwróciła się w stronę Krukona, który uśmiechnął się do niej promiennie.  Lily odwzajemniła uśmiech jednak momentalnie zrzędła jej mina gdy zobaczyła że Avery również się w nią wpatruje. Natychmiast odwróciła się w stronę swoich przyjaciół jednak ich już nie było obok niej.  Nerwowo rozejrzał się w około. Remusa odnalazła w towarzystwie dwóch Puchonów. Widać było że rozmawiali o czymś niesamowicie ważnym bo cała trójka była niezwykle ożywiona i bardzo mocno gestykulowała. Ruda zachichotała pod nosem po czym zaczęła szukać Ann, która była w towarzystwie dziewczyny z domu Salazara. Lorensówna posłała przyjaciółce zadziorne spojrzenie na co Evans tylko przekrzywiła głowę pytająco. Na od powiedz nie musiała długo czekać, bo poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Momentalnie odwróciła się w stronę tego kogoś i ujrzała owego Krukona, którego zdążyła już poznać.
- Cz-cześć - powiedział nieśmiało przymykając powieki i wyciągając rękę ku Rudej-  Jestem David ale wszyscy mówią mi Dave. A ty?
- Lilyanne ale wolę Lily. - Ruda zauważyła zmianę głosu na łagodniejszy.
- Piękne imię. Wybacz że tak podchodzę znienacka ale jestem trochę nieśmiały i nie chciałem zagadywać przy twoich znajomych. - starał się nie patrzeć w jej oczy. - Wiesz bardzo mi się spodobałaś Lily i pomyślałem.. znaczy uważam.. znaczy może chciałabyś..
Evans zachichotała.
- Spokojnie David przecież nie gryzę.
- Co? A! No tak - roześmiał sie. - Proszę mów mi Dave. Zdecydowanie wolę zdrobnienie od oryginalnego imienia.
- No dobrze Dave - podkreśliła ostatnie słowo. - Tak więc kontynuuj. Mówiłeś że coś bym może chciała.
- A no tak.. bo może byśmy się jakoś lepiej poznali co ty  na to?
- Lepiej poznali? Czemu nie - wyszczerzyła zęby.
- To może.. Umówimysięnajutro?
- Hahah musisz mówić wolniej i wyraźniej bo nic nie zrozumiałam.
- Ech no dobra.. co ty na to byśmy się jutro spotkali tak pod wieczór?
- Czy ty mi właśnie proponujesz randkę? - Spojrzała zadziornie.
- Jeśli chcesz możemy to tak nazwać - roześmiał się. Lily już otworzyła usta by coś mu odpowiedzieć jednak przeszkodził jej w tym sam dyrektor.
- Drodzy uczniowie - wszyscy zamilkli. - Dziękuję, że zostaliście. Niestety muszę was o czymś poinformować. Jednak jest to wiadomość, którą musicie zachować tylko dla siebie.
Po twarzach zgromadzonych ucznów przebiegł cień strachu
- Tak mi przykro że muszę poinformować was o..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz